Dwie manifestacje - zwolenników obrony życia i zwolenników pozostawienia decyzji w sprawie aborcji kobietom. Słyszymy okrzyki i czytamy na transparentach hasła, że to wybór, kto jest z Bogiem, a kto z szatanem. Albo inaczej: kto jest za wolną Polską wolnych Polaków, a kto jest za Polską - kolonią Watykanu.
Padają zarzuty: nie obchodzi was życie niewinnych dzieci, jesteście za zabijaniem. A z drugiej strony: macie gdzieś los kobiet, a o dzieci też nie dbacie, jeśli już się narodzą.
Gdzieś z boku słychać opinię, że i tak ustawy sobie, a podziemie aborcyjne sobie. I jeszcze jeden głos: sprawa jest polityczna, temat zastępczy, ekstremizmy wywołują „wojnę”, by w atmosferze histerii zmobilizować swój elektorat.
Filozof, teolog, czy etyk w tym momencie zgłosiłby protest. To nie jest sprawa błaha i tym sensie temat nie jest zastępczy, choć moment może być wybrany politycznie. Trudno mówić, ze sprawa jest błaha, gdy zobaczy się zdjęcie płodu po aborcji. Choć niektórzy odwracają wzrok.
W gruncie rzeczy chodzi o konkretne ludzkie losy i o prawdę, nie tylko biologiczną. Czy początek ludzkiego, w efekcie, życia jest już początkiem człowieka, czy też płód jest tylko projektem człowieka, który się z niego rozwija i czy w takim razie te same prawa człowieka przysługują mu na każdym etapie jego rozwoju. Chodzi też o hierarchię wartości moralnych (czy wartości są tu w konflikcie i jeśli tak, to które ważniejsze?), ocenę bieżącej sytuacji prawnej (zwłaszcza jej stabilności) i szczerość intencji polityków.
Pomińmy tutaj generalia (o których dyskutowaliśmy już na początku lat 90tych, warto dyskutować nadal, ale argumenty są znane) i skupmy się na tym, co bieżące.
Są politycy, którzy mówią: trzeba wzmocnić istniejącą ustawę, bo inaczej inni politycy kiedyś ją zmienią, zwiększając możliwość aborcji. Tyle, że Trybunał Konstytucyjny już raz powiedział „nie” aborcji ze względów społecznych, uznając – w uproszczeniu – że jest ona niebezpiecznie bliska aborcji na życzenie, co z kolei uznał za niezgodne już z ówczesną „przejściową” konstytucją…
Czy Trybunał w innym składzie i przy nowej, ale w tej sprawie nie „słabszej” konstytucji, może to orzeczenie podważyć ? Trudno to sobie wyobrazić. A czy może przyjąć jako zgodną z konstytucją ustawę już nie tak bardzo, ale „jakoś” zwiększającą możliwości aborcji w stosunku do tego, co jest? Pewnie może. A czy nie mógłby, gdyby zapisać w konstytucji ochronę już nie tylko życia, ale wprost – „od poczęcia” ? Nie mógłby.
Tylko, że wtedy ktoś mógłby zaskarżyć do Trybunału obecną ustawę i próbować wymazać z niej zgodę na aborcję w przypadku gwałtu (bo właściwie, co winne dziecko?), zagrożenia życia lub zdrowia matki (a bo to można być tego pewnym?) i nieodwracalnej choroby płodu (czy moralne jest mordowanie kalek?).
I wtedy zapewne zgwałcone musiałyby rodzić (już nie heroizm z wyboru, lecz przymus), chore ryzykowałyby życiem, a niektórzy spośród kalekich od urodzenia wytaczaliby państwu procesy, domagając się odszkodowania (takie procesy na świecie już były) lub pomocy w eutanazji (choć byliby i tacy, którzy potrafiliby się cieszyć życiem i jeszcze inni, tak chorzy, że do skarżenia się na cierpienie niezdolni, lub swego istnienia bardziej lub mniej nieświadomi). Tak pewnie by było, choć może i wtedy Trybunał zgodziłby się na wyjątki od konstytucyjnej zasady w imię jakichś innych konstytucyjnych zasad. Albo i nie.
Mało kto przyznaje, że właśnie o całkowity zakaz aborcji mu chodzi. Część wnioskodawców zapewnia, że nie. Czy są szczerzy ? Niekoniecznie.
Pojawiają się wnioski kompromisowe, które mają „zacementować” w konstytucji to, co jest w ustawie teraz, a dokładniej zakazać jej liberalizacji, bo zaostrzyć ją byłoby można. Pomińmy tu głosy, że to absurd prawny. Niektórzy zdeklarowani zwolennicy obecnej ustawy nie chcą tych wniosków poprzeć, bo twierdzą, że konstytucyjnie ta ustawa i tak jest nie do ruszenia i nikt jej rygorów nie osłabi. Czy - pamiętając o tym, co pisałem wcześniej - możemy uznać, że są szczerzy ? Może tak, może nie.
Są też tacy przeciwnicy ustawy, którzy nie chcą zmian w konstytucji, bo liczą, że po wyborach uda im się w ustawie zwiększyć, a nie zmniejszyć prawo do aborcji. Są szczerzy, choć bywa, że też nie do końca. Gdy zapytać ich o konkretne propozycje zmian w ustawie, nie odpowiadają, nie chcąc zaszkodzić „obronie” konstytucji.
W tej sprawie w sejmie nie każdy jest tym za kogo się podaje. Trudno o szczerość. I to fałszuje debatę.
Dodajmy do tego tych, którzy chcą sprawę zostawić sumieniu kobiet, ale uważają za skandal, że lekarz nie chce dokonać zabiegu, bo mu sumienie nie pozwala (w obu przypadkach możliwe są nadużycia). I tych, którzy nie chcą referendum (bo to nie chwilowa większość powinna decydować o tym, co jest moralne) i jednocześnie odwołują się do większości sejmowej, a powołują na setki tysięcy podpisów z poparciem.
Wróćmy do manifestacji. Obie strony krzyczą, że sprawa właściwie jest prosta. Nie jest. Z wielu względów nie jest. I to jedno wiadomo na pewno.