Lech Kaczyński najwyraźniej wiedział, że na posterunku kontrolnym przy granicy Osetii Południowej stacjonują Rosjanie - komentuje w "Gazecie Wyborczej" Marcin Wojciechowski.
Zdaniem komentatora, wyprawa polskiego prezydenta wraz z prezydentem Gruzji, by odwiedzić obóz dla uchodźców przy granicy z Osetią była więc prowokacją, żeby pokazać światu, jak Moskwa realizuje plan pokojowy o wycofaniu swoich wojsk z Gruzji. A raczej jak go nie realizuje.
Z jednej strony Kaczyński miał rację, bo Gruzję trzeba wspierać, a Rosja nie może grać światu na nosie, podejmując zobowiązania, z których się potem nie wywiązuje. Ale wyprawa prezydentów w góry mogła zakończyć się tragicznie - akcentuje publicysta.
"I choć szanuję wysiłki prezydenta, by świat nie był obojętny wobec sytuacji w Gruzji, to tym razem Kaczyński przesadził" - ocenia w "GW" Wojciechowski.
Według niego, Lech Kaczyński byłby bardziej wiarygodny, gdyby inaczej zechciał pomóc Gruzji, np. wzmacniając pozycję Polski w UE poprzez ratyfikację Traktatu Lizbońskiego. Jego niedzielna wizyta w Tbilisi to czyste awanturnictwo - uważa autor.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"