Rafał utonął na basenie w czasie zimowiska. Grupą opiekowało się dwóch wychowawców i ktoś, kto tylko wyglądał jak ratownik - ale nie miał żadnych uprawnień. Wykwalifikowanej kadry na obiekcie nie było regularnie. Po śmierci Rafała z pracy odszedł prezes ośrodka, ale dziś wrócił na dawne stanowisko. Do tej pory nikt nie usłyszał zarzutów.
Rafał umarł w styczniu. Z wody wyciągnęli go jego rówieśnicy. Reanimację na brzegu podjął Łukasz K. Tragicznego dnia miał on na sobie pomarańczowy strój. Wszyscy myśleli, że był ratownikiem. Nie był - formalnie był pracownikiem odpowiedzialnym za "prace porządkowe" na basenie. Nie miał żadnych uprawnień do ratowania ludzi.
Jak wynika z informacji, do których dotarliśmy, wcześniej wielokrotnie zdarzało mu się "udawać" ratownika. Kto na to pozwolił? Dlaczego nikt nie zareagował, że na basenie nie ma kto ratować kąpiących się? To od stycznia stara się wyjaśnić prokuratura w Cieszynie. Wczoraj śledczy zabezpieczyli m.in. grafiki pracy na obiekcie. Dokumenty te są obecnie analizowane.
Kiedy Rafał umierał, prezesem obiektu był Adam Jurasz. Po tragedii tłumaczył, że to organizatorzy kolonii powinni zadbać o obecność ratownika. Wyjaśniał, że na stałe pracuje tu tylko jeden wykwalifikowany ratownik.
- W razie potrzeby jest on wzywany telefonicznie – tłumaczył prezes. Niedługo potem odszedł ze stanowiska.
Nowy zarząd zatrudnił trzech dodatkowych ratowników i zadbał o zainstalowanie kamer na terenie pływalni. Nowym prezesem została Katarzyna Wróbel. Mówiła, że "ośrodek był w tragicznym stanie", kiedy go objęła.
Dziś nie ukrywa zaskoczenia, bo Polski Związek Sportów Niepełnosprawnych (właściciel ośrodka w Wiśle) zdecydował się odwołać ją ze stanowiska. Jej następcą został... Adam Jurasz.
Kwestia zaufania
Prezes Jurasz formalnie od dziś znowu kieruje ośrodkiem. Nie znalazł czasu na rozmowę z nami. O komentarz poprosiliśmy Marcela Jarosławskiego z PZSN.
- Rada nadzorcza podjęła decyzję o odwołaniu dotychczasowego zarządu, bo ten nie potrafił sobie poradzić z ośrodkiem. Był w coraz gorszym stanie finansowym, kadrowym i technicznym - tłumaczy Jarosławski.
Dodaje, że prezes Jurasz na nowo został wybrany na stanowisko, bo "jest dobrym menadżerem".
- Nie przeszkadza państwu fakt, że to za jego rządów na basenie bezpieczeństwa pilnowali ludzie, którzy tylko wyglądali jak ratownicy - pytamy.
- Tę kwestię wyjaśnia prokuratura. Czekamy na wyniki pracy śledczych - odpowiada rozmówca tvn24.pl. I dodaje, że PZSN już podjął kroki po śmierci Rafała. - Pracę straciły trzy osoby. Dotychczasowa dyrektor ośrodka (Danuta Z. podlegająca prezesowi - red.), kadrowa oraz mężczyzna, który tragicznego dnia był na basenie - podkreśla.
Po publikacji reportażu w Magazynie TVN24, skontaktowali się z naszą redakcją pracownicy ośrodka w Wiśle. Proszą nas o zachowanie anonimowości. - Powrót prezesa Jurasza to coś, co nam nie mieści się w głowie, To za jego kadencji nie było ratowników na basenie - mówi jeden z pracowników.
Śledztwo trwa
W czerwcu przedstawiciele cieszyńskiej prokuratury informowali nas, że w niedługo postawią pierwsze zarzuty w tej sprawie. Obecnie śledztwo toczy się w sprawie narażenia człowieka na bezpośrednie ryzyko utraty zdrowia lub życia. Za to przestępstwo grozi do trzech lat więzienia. Zarzutów nikt jeszcze nie usłyszał.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź