Samochód, którym kierował, wypadł z drogi i rozbił się na drzewie. 40-letni kierowca wysiadł i na oczach świadków próbował wydostać z wraku pasażerkę. Kobieta już nie żyła. Mężczyzna walczy teraz o życie, trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie. - Uczestnicy wypadku często nawet nie wiedzą, że są ciężko ranni. Musimy bronić ich przed tym, żeby sami nie pogarszali swojej sytuacji - apelują ratownicy medyczni.
- Kiedy zobaczyłem rozbite auto, kurz jeszcze do końca nie opadł. Wokół mercedesa było już kilka osób, które wracały akurat z kościoła - opowiada Kuba, motocyklista spod Łodzi.
Do wypadku w Byszewach pod Łodzią doszło w niedzielę po południu. Osobowy mercedes wypadł z drogi i uderzył w drzewo.
- Zakrwawiony kierowca biegał wokół rozbitego auta, próbował wyciągnąć osobę, która była zakleszczona w aucie. Ktoś powiedział, że na miejsce jedzie już karetka - mówi Kuba.
W ciężkim stanie
Pasażerka nie dawała znaków życia. Z wraku wyciekały płyny. Karetka dotarła po kilku minutach. Po chwili na miejscu była też policja.
- Niestety, pasażerka auta zginęła na miejscu. Stan kierowcy natomiast po przyjeździe służb medycznych określany był jako bardzo ciężki - informuje starszy sierżant Aneta Kotynia z policji w Koluszkach.
Stan 40-letniego kierowcy był tak poważny, że nie można było sprawdzić jego trzeźwości.
- Czekamy na wyniki badania próbki krwi pobranej od mężczyzny - mówi policjantka.
Szok
Jak to możliwe, że 40-latek biegający wokół auta po chwili sam potrzebował pomocy, a teraz walczy o życie? Doktor Adam Maciej Pietrzak, specjalista medycyny ratunkowej mówi krótko: mężczyzna przeżył wstrząs pourazowy.
- Wyrzut hormonalny sprawia, że nic nie jest dla takiej osoby niemożliwe - tłumaczy specjalista. - Pamiętam kierowcę, który biegał wokół rozbitego auta, chociaż miał złamane obie kości udowe. Mężczyzna nagle upadł: stracił tyle krwi, że stracił przytomność - opowiada dr Pietrzak.
Dlatego też - jak tłumaczy ekspert - obowiązkiem świadków wypadku jest niesienie pomocy wszystkim jego uczestnikom: bez względu na to, jak te osoby się zachowują.
- Każdy ruch tego człowieka komplikował jego sytuację. Osoby, które do niego nie podbiegły, muszą mieć świadomość, że popełniły błąd. Trzeba było chociaż spróbować go przekonać do tego, żeby usiadł i poczekał na karetkę - mówi doktor.
Tłumaczy, że mężczyzna próbował działać, bo miał przekonanie, że jego pasażerki nikt nie ratuje.
- Nawet jeśli kobieta we wraku już nie żyła, trzeba było przekonać kierowcę, że ktoś o nią jeszcze walczy. W takich dramatycznych sytuacjach trzeba podjąć działanie, nawet jeśli nie jesteśmy przekonani o jego skuteczności - mówi dr Pietrzak.
Gorzej z każdym krokiem
Adam Stępka, rzecznik łódzkiego pogotowia przypomina, że zespół ratownictwa potrzebuje kilkunastu minut, żeby dotrzeć na miejsce zdarzenia. Dlatego odpowiedzialna postawa świadków jest kluczowa.
- W świadomości społecznej utarło się już, żeby osoby z prawdopodobnym urazem kręgosłupa nie próbować stawiać na nogi. Zazwyczaj osoby postronne wiedzą też, że nie wolno usuwać obiektu, który wbił się w ciało. Ale ciągle mamy problem ze zrozumieniem, jak działa szok - mówi Stępka.
Podkreśla, że jakakolwiek aktywność osoby, która uczestniczyła w poważnym wypadku może doprowadzić do tragedii. - Uszkodzenia rdzenia kręgowego, które doprowadzają do inwalidztwa często są uszkodzeniami wtórnymi. To znaczy dochodzi do nich na skutek ruchów osoby, która w czasie wypadku doznała uszkodzenia kręgów - mówi Stępka.
Elementarz
Dlatego też rozmówca tvn24.pl przypomina, jak się zachować na miejscu wypadku:
- Przede wszystkim zadbajmy o to, żeby nie dochodziło do kolejnych wypadków: ustawmy trójkąt ostrzegawczy, włączmy światła awaryjne - mówi Stępka.
Kolejne kroki? Zabezpieczenie poszkodowanych:
- Sprawdźmy, czy oddychają. Dopiero uzbrojeni w taką wiedzę dzwonimy na pogotowie. Potem, w przypadku braku oddechu musimy wyciągnąć rannych z pojazdu i zaczynamy resuscytację. Jeśli poszkodowani są przytomni, a z auta nie wyciekają płyny, utrzymujemy z nimi kontakt i czuwamy przy nich do momentu przyjazdu służb - mówi Stępka.
Jeżeli ktoś z uczestników zdarzenia próbuje uczestniczyć w akcji ratowniczej, albo w stresie krąży po miejscu wypadku, staramy się go uspokoić: - Musimy spróbować namówić taką osobę, żeby się nie poruszała. Wytłumaczmy, że wszystko jest pod kontrolą i zaraz na miejscu będą specjaliści - mówi Stępka.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja Łódź-Wschód