Za nami 10. już odcinek szóstej polskiej edycji programu "MasterChef". Tym razem na kucharzy znów czekała niespodzianka, bo w gotowaniu pomagały im mamy i ciocie. Zasady show są jednak nieubłagane i jeden z uczestników musiał opuścić kuchnię. W walce o statuetkę pozostała szóstka.
Na początku odcinka na kucharzy czekały dwie skrzynki. Jedna przezroczysta (znajdowało się w niej między innymi mięso łososia), a druga drewniana - i jej zawartość pozostawała tajemnicą. Zanim jednak uczestnicy zdecydowali się na jedną z nich, w kuchni pojawiły się ich mamy i ciocie.
Pięć z siedmiu duetów zdecydowało się zaryzykować i wybrać drewniane skrzynki, w których - jak się okazało - znalazły się owoce morze. Jury było zachwycone efektami pierwszego zadania i smakiem sporządzonych z tych składników potraw. Tę konkurencję wygrał Mateusz Zielonka z mamą i mógł być już spokojny o pozostanie w programie.
Idealne gołąbki Lorka
Obecność bliskich osób podziała na uczestników doskonale, bo z dużą energią przystąpili do kolejnej konkurencji. Jej tematem był ryż, a dokładnie gołąbki. Tutaj błysnął Lorek, który mógł już udać się na balkon i obserwować dalszą rywalizację. Po chwili dołączył do niego Mateusz Guncel.
Czas na sushi
Pozostała czwórka musiała walczyć dalej. Tym razem kucharze zmierzyli się z przygotowaniem sushi. Damian Sobek i Natalia Gmyrek udowodnili, że kuchnia japońska nie jest im obca i to oni otrzymali prawo wejścia na balkon.
Ostatnie risotto Grażyny
Kto opuści kuchnię "MasterChefa", miała rozstrzygnąć rywalizacja między Matteo Brunettim a Grażyną Kuroń. Ich ostatnią szansą było risotto. Choć oboje stanęli na wysokości zadania, to jury zdecydowało, że Grażyna będzie musiała pożegnać się z programem.
Autor: pqv//now / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN