Jednym z elementów przywracania porządku, praworządności w Polsce będzie rozliczenie osób, które dopuszczały się działań antykonstytucyjnych. Minister Ziobro niewątpliwie się na tej liście znajduje - mówił w "Kropce nad i" Adrian Zandberg z Lewicy Razem. Komentował m.in. decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie manifestacji, której uczestnicy powiesili na szubienicach zdjęcia europosłów.
Katowicka prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie manifestacji z listopada 2017 roku, której uczestnicy powiesili na symbolicznych szubienicach zdjęcia europosłów głosujących za rezolucją Parlamentu Europejskiego w sprawie praworządności w Polsce.
W opinii śledczych uczestnicy zgromadzenia zorganizowanego przez środowiska narodowe nie dopuścili się przestępstwa. Sposób wyrażania przez nich poglądów prokuratura oceniła krytycznie w kategoriach moralno-etycznych.
"Lewicy ręka nie zadrży"
- Jaką możemy mieć pewność, że ta decyzja prokuratorska jest podjęta w oparciu o przesłanki inne niż polityczny nacisk, w chwili kiedy zwierzchnikiem prokuratury jest polityk i to polityk skrajnie prawego skrzydła Prawa i Sprawiedliwości? - pytał w "Kropce nad i" Adrian Zandberg, komentując decyzję.
- Środowisko pana ministra (Zbigniewa) Ziobro to środowisko, które lokuje się na pograniczu PiS-u i Konfederacji - dodał.
Zapytany, czy Ziobro powinien zostać postawiony przed Trybunałem Stanu, poseł Lewicy odpowiedział, że stanowisko jego ugrupowania "w tej sprawie jest jasne".
- Mówiliśmy o tym także w kampanii wyborczej. Jednym z elementów przywracania porządku, praworządności w Polsce będzie także rozliczenie osób, które dopuszczały się działań antykonstytucyjnych. Minister Ziobro niewątpliwie się na tej liście znajduje - powiedział.
Zandberg dodał, że nie chce się "zabawiać w głośne wygrażanie w studiu telewizyjnym". - To nie jest kwestia, żeby głośno wygrażać, tylko żeby ręka nie zadrżała, kiedy trzeba zagłosować, jak to się co niektórym przydarzyło. Moja deklaracja jest jasna: Lewicy w tej sprawie ręka nie zadrży - zapowiedział.
"Mamy wielką niepewność"
Ministerstwo Sprawiedliwości odwołało w poniedziałek z delegacji do Sądu Okręgowego w Olsztynie sędziego tamtejszego sądu rejonowego Pawła Juszczyszyna.
To sędzia rozpatrujący apelację w sprawie, w której w pierwszej instancji orzekał sędzia nominowany przez nową Krajową Radę Sądownictwa. Juszczyszyn po wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej chciał sprawdzić, czy sędzia pierwszej instancji spełnia wymogi niezależności oraz niezawisłości. Wezwał dyrektora Kancelarii Sejmu pod rygorem "skazania na grzywnę" do dostarczenia w ciągu tygodnia utajnionych list poparcia kandydatów do KRS.
Zandberg, komentując tę sprawę powiedział, że "pan sędzia wykazał się odpowiedzialnością".
- Mamy wielką niepewność w polskim systemie prawnym, dotyczącą tego, jaki mandat do wydawania wyroków mają ci sędziowie, których mandat pochodzi od nowej KRS - stwierdził.
Dodał, iż "to bardzo dobrze, że pan sędzia stara się tę wątpliwość rozwiać i to jest działanie w interesie polskiego systemu prawnego".
- To, co jest największym dzisiaj zagrożeniem, to chaos prawny, sytuacja, kiedy wyroki będą albo podważane, albo niepewne z perspektywy stabilności systemu prawnego - tłumaczył.
Zandberg: słowa Ziobry są nie na miejscu
Zbigniew Ziobro, komentując cofniecie delegacji sędziemu z Olsztyna, powiedział we wtorek, że "minister sprawiedliwości nigdy nie będzie wspierał tego rodzaju działań w sądzie, które sprowadzają się do anarchizacji polskiego sądownictwa".
Zandberg stwierdził, odnosząc się do tej wypowiedzi, że "jest coś bardzo nie na miejscu, kiedy polityk, wykorzystując nierówną pozycję służbową, bo pozycja ministra jest dużo wyższa, usiłuje wywrzeć na sędziego polityczny nacisk".
- Te słowa są nie na miejscu, ale po po panu ministrze Ziobro się wiele nie spodziewałem, więc zawieść się nie mogłem - dodał.
- Sędzia miał wątpliwości i postępuje tak, żeby te wątpliwości wyjaśnić. To jest słuszne i chwalebne, a zachowanie pana ministra wręcz przeciwnie, trzeba je określić dokładnie odwrotnie - ocenił Zandberg.
Zapytany, co może zrobić w tej sprawie opozycja, odpowiedział, że należy po prostu wygrać wybory i przestać być opozycją.
- Żebyśmy postawili cały ten system z głowy na nogi, musimy skończyć z sytuacją, w której ministerstwo, przy pomocy ręcznego nadzoru, usiłuje sterować sądownictwem. Ale przede wszystkim (musimy - red.) przeciąć splot (resortu sprawiedliwości - red.) z prokuraturą. Prokuratura musi być niezależna - tłumaczył.
Cztery lata prezydenta Dudy. "Godności bardzo często brakowało"
Zandberg zapytany o cztery lata prezydentury Andrzeja Dudy, odpowiedział, że nie miał wobec niej "wielkich oczekiwań". - Lech Kaczyński, do którego dziedzictwa prezydent Andrzej Duda wiele razy się odwołuje, moim zdaniem pełniłby ten urząd godniej - zaznaczył. - Bo godności bardzo często brakowało w zachowaniach pana prezydenta, pewnej stabilności i stałości w przekonaniach, też niezależności - wymieniał.
- Mam poczucie, że do ram nakreślonych przez naszą obecną konstytucję, Andrzej Duda po prostu nie dorósł - ocenił.
Zapytany o gotowość startu w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, odpowiedział, że podchodzi do tego "ze skromnością i z dystansem".
- Będziemy decydowali się na takie rozwiązanie, które będzie najsensowniejsze z punktu widzenia lewicowej koalicji - wskazał.
Zandberg stwierdził, że na lewicy jest wielu polityków i wiele polityczek gotowych do kandydowowania.
- Bardzo miło mi usłyszeć, że wiele osób wymienia także mnie, ale to, co jest dobre w tym projekcie, który udało nam się na centrolewicy zbudować, to właśnie trzymanie się prostej zasady, że wspólnie ogłaszamy te decyzje, które podejmujemy - tłumaczył.
- Grudzień to jest ten termin, na który się umówiliśmy z wyborcami i wyborczyniami, że wtedy nasza koalicja ogłosi wspólną kandydaturę. Będzie wspólna, jedna kandydatura wszystkich sił, które tworzą lewicową koalicję - zapowiedział.
Autor: akw//plw//kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24