We wtorek rano, w 67. dobie, formalnie zakończyła się akcja ratownicza w kopalni Wujek - podał rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego. Kilkanaście godzin wcześniej ratownicy wydobyli ciała dwóch górników poszukiwanych po wstrząsie, do którego doszło 18 kwietnia. Są już wstępne wyniki sekcji zwłok. Nie pozwoliły na kategoryczne określenie przyczyny zgonu. Na wyniki dodatkowych badań trzeba będzie czekać prawdopodobnie kilka tygodni.
Choć do wstrząsów w kopalniach dochodzi często i czasem mają one tragiczne skutki, ten ostatni w kopalni Wujek spowodował niespotykane wcześniej zniszczenia wyrobisk. Ratownicy dotarli do poszukiwanych po ponad dwóch miesiącach, po wydrążeniu specjalnego chodnika. Wcześniej z powierzchni wykonano ponadkilometrowy odwiert, którym do wyrobiska ponad tysiąc metrów pod ziemią spuszczono kamerę.
Akcja dłuższa niż zazwyczaj
- Była to najdłuższa i zdecydowanie najtrudniejsza tego typu akcja powstrząsowa - ocenił mgr inż. Zenon Jerzyk z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Podkreślił, że ratownicy wcześniej nie zetknęli się z tak rozległymi zniszczeniami wyrobisk. Podczas akcji pracowali w zagrożeniu metanowym, niebezpieczeństwie wystąpienia wstrząsów wtórnych i w wysokiej temperaturze.
O tym, że to najdłuższa tego typu akcja, wspomina także rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego, Jolanta Talarczyk. - Mieliśmy już podziemne działania prowadzone ok. 50 dni, ale dotyczyły one innego typu zagrożeń, związanych m.in. z pożarami endogenicznymi. Nigdy natomiast nie było takiej akcji po wstrząsie. Ewenementem była skala zniszczeń w wyrobiskach. Nigdy wcześniej nie mieliśmy z czymś takim do czynienia - powiedziała.
Jerzyk wspomina, że kiedy przed laty doszło do wstrząsu w kopalni Wirek, zawał miał ok. 100 metrów długości i nikt z ratowników wcześniej nie spotkał się z większym. - Teraz, w Wujku, mieliśmy do czynienia z zawałem 800-metrowym - podkreślił ratownik.
Prace pod ziemią trwają
Jak zaznaczył rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW) Wojciech Jaros, formalne zakończenie akcji ratowniczej nie oznacza, że pod ziemią nie będą prowadzone już żadne działania. Ratownicy kontynuują prace przy wycofywaniu kombajnu, za pomocą którego drążyli chodnik ratowniczy w kierunku poszukiwanych. Zlikwidują też całą budowaną podczas akcji infrastrukturę, dzięki której mogli pracować. Ponieważ wstrząs zrujnował system przewietrzania, zniszczony rejon kopalni musi zostać odizolowany specjalnymi tamami od reszty wyrobisk.
Na czwartek rzecznik KHW zapowiedział konferencję, podsumowującą akcję.
Wstrząs ponad kilometr pod ziemią
Dwaj górnicy, 36- i 44-letni, byli poszukiwani od 18 kwietnia, gdy w kopalni w tzw. ruchu Śląsk - części kopalni Wujek, znajdującej się w Rudzie Śląskiej - doszło do silnego wstrząsu na głębokości ok. 1050 m. Z zagrożonego rejonu wycofano pracowników; dwóch przebywających w zagrożonym rejonie nie zgłosiło się.
Ciała obu mężczyzn ratownicy odnaleźli 15 czerwca. Dotarli do nich specjalnie wydrążonym w tym celu chodnikiem ratowniczym. Transport ciał do bazy ratowników rozpoczęto w poniedziałek po godz. 17. Przed godz. 19 ciała ofiar wypadku wywieziono na powierzchnię.
Po sekcji zwłok górników
We wtorek prokuratura otrzymała wstępne wyniki sekcji zwłok. - Nie pozwoliły one na kategoryczne określenie przyczyny zgonu. Konieczne będą dodatkowe badania – histopatologiczne i toksykologiczne - powiedziała PAP zastępca prokuratora rejonowego w Rudzie Śląskiej, prok. Małgorzata Wasielke-Podleszańska.
Na wyniki dodatkowych badań trzeba będzie czekać prawdopodobnie kilka tygodni. Według przedstawicieli KHW, obaj pracownicy zmarli przypuszczalnie na skutek zmniejszenia dopływu powietrza i napływu znacznych ilości metanu do wyrobiska po wstrząsie.
Rudzka prokuratura prowadzi śledztwo pod kątem ewentualnego niedopełnienia obowiązków w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy oraz nieumyślnego spowodowania śmierci górników.
Ogromny kombajn drążył chodnik
Po wypadku ratownicy, zmierzający po zaginionych, początkowo przebijali się ręcznie przez rumowisko skalne i zniszczone części maszyn. Posuwali się bardzo wolno, zapadła więc decyzja o drążeniu kombajnem chodnikowym nowego chodnika ratowniczego w kierunku ściany wydobywczej "7".
- Kiedy tuż po wypadku ratownicy doszli do rumowiska, była nadzieja, że za kilka metrów będzie pustka, niestety nie było jej, wszystko było zawalone. Użycie kombajnu było jedyną możliwą decyzją. Bez niego można było pokonywać jedynie kilka metrów na dobę - ocenił inż. Jerzyk.
Odwiert z powierzchni
Równolegle z podziemną akcją wykonano pionowy odwiert z powierzchni, aby szybciej sprawdzić niedostępny rejon. Otwór był gotowy 5 maja, po 12 dniach prac. Drążony na granicy Katowic i Rudy Śląskiej otwór trafił w zaplanowane wcześniej miejsce ponad kilometr pod ziemią. Opuszczona kamera pokazała, że pod obudowami jest pusta przestrzeń, osuwisko, trochę zniszczeń, nie pokazała jednak ludzi. Przez odwiert opuszczono też sprzęt łącznościowy i płyny. Próby nawiązania komunikacji z górnikami nie przyniosły rezultatu.
Dodatkowo analizy powietrza pobieranego w obserwowanym poprzez odwiert rejonie wskazywały, że jego skład nie jest korzystny dla przebywania ludzi. Stwierdzono zmniejszoną zawartość tlenu i zwiększone, zmienne stężenie metanu, od początku pomiarów powyżej granicy wybuchowości. W związku z brakiem jakiegokolwiek sygnału 13 maja ratownicy zakończyli nasłuch i wycofali sprzęt z odwiertu na powierzchnię. Cały czas kontynuowano drążenie kombajnem chodnika ratunkowego, który ostatecznie umożliwił dotarcie do częściowo drożnych wyrobisk w rejonie ściany wydobywczej.
Małe, lokalne trzęsienia ziemi
Wstrząsy to naturalne zjawisko w terenie górniczym, można je porównać do małych, lokalnych trzęsień ziemi. Tylko niektóre z nich skutkują zniszczeniami pod ziemią i na powierzchni. Ich najczęstszą przyczyną jest, następujące wskutek eksploatacji węgla, odprężenie górotworu, co skutkuje uwolnieniem się skumulowanej w nim energii. Ze względu na różne warunki geologiczne niektóre wstrząsy są silnie odczuwane na powierzchni, inne słabiej.
Obok wybuchów metanu i pyłu węglowego wstrząsy i tąpnięcia są najczęstszymi przyczynami górniczych tragedii. Np. w 1991 roku tąpnięcie kosztowało życie pięciu górników z Halemby. W 1993 roku silny wstrząs zabił sześciu górników w kopalni Miechowice w Bytomiu. W 1995 roku pięciu górników zmarło po tąpnięciu w kopalni Nowy Wirek w Rudzie Śląskiej. W 1996 pięciu górników udusiło się po tąpnięciu i wypływie metanu w kopalni Zabrze-Bielszowice.
W 2006 r. po silnym tąpnięciu w kopalni Pokój w Rudzie Śląskiej zginęło czterech górników. W 2008 r. w wyniku silnego wstrząsu w kopalni Wirek w Rudzie Śląskiej zostało poturbowanych 19 pracowników. W październiku 2009 r. sześciu górników zostało poważnie rannych po wstrząsie górotworu w kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej. Kilka tygodni później w tej samej kopalni doszło do kolejnego wstrząsu, zostało poturbowanych trzech pracowników.
Według ekspertów, tąpnięć niemal nie można przewidzieć - mimo iż w kopalniach działają stacje sejsmologiczne. Kopalnie nie mają obowiązku zgłaszania do nadzoru górniczego wszystkich wstrząsów. Rejestrowane są tylko te określane jako wysokoenergetyczne.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24