- To mógł być każdy z nas - tam na dole. Każdy z nas mógłby tam leżeć. Trzeba się postawić w takiej sytuacji i jak najszybciej ich wyciągnąć. Trzeba by to wszystko zrobić raz dwa. Ale niekiedy się nie da - mówią ratownicy górniczy, którzy biorą udział w akcji w Zofiówce.
Trzech górników, uwięzionych od soboty 900 metrów pod ziemią w kopalni Zofiówka szuka 650 ratowników górniczych, między innymi z KWK Chwałowice Polska Grupa Górnicza. Reporter TVN 24 Jerzy Korczyński towarzyszył im w autobusie.
Arkadiusz Majtler: Przez 12 lat, jak pracuję, to pierwsza akcja zawałowa tak bardzo ciężka. Nie widziałem jeszcze tak zniszczonego wyrobiska.
Maciej Skupień: To mógł być każdy z nas - tam na dole. Każdy z nas mógłby tam leżeć. Trzeba się postawić w takiej sytuacji i jak najszybciej ich wyciągnąć.
Wybuch i po nas
Paweł Gawroński: Robimy co możemy. Dajemy z siebie 110 procent. Chcemy jak najszybciej ich uwolnić.
Majtler: Woda się pojawiła. Trzeba było nowy sprzęt transportować, pompy, węże. To trwa. To nie jest takie proste: cyk i się samo zawiezie na dół. To wszystko ratownicy robią w rękach. Zniszczone wyrobisko ogranicza ruchy. Jest bardzo ciepło. Praca teraz polega na tym, żeby dostarczyć jak najwięcej powietrza, przerzedzić metan i przesuwać się jak najszybciej do tych poszkodowanych.
Zbigniew Kądzielik: Trzeba by to wszystko zrobić raz dwa. Ale się niekiedy nie da. Potrwa to pięć, dziesięć, piętnaście minut dłużej, ale jest bezpieczniej. Jak jest wysokie stężenie metanu, żeby nie zrobić iskry przypadkowej, bo wtedy to już jest... Jest wybuch i koniec, po nas.
40-50 stopni
Majtler: Praca w tych aparatach też nas trochę ogranicza. Nie możemy się tak szybko męczyć, bo wtedy ten czas w tych aparatach nam się skraca.
Skupień: W normalnych warunkach można sto metrów takiego przenośnika taśmowego rozebrać w dwóch, a tu w dziesięciu jak nas posłali to z biedą trzy, cztery metry przez dwie godziny rozbieraliśmy. To jest ta różnica.
Majtler: Idzie takie koło jako zastępy zabezpieczające. Jeden zastęp jest w tej podbazie, drugi w następnej podbazie i to koło tak krąży, potem my wchodzimy do strefy niezdatnej do oddychania, atmosfery beztlenowej. Wtedy na te dwie godziny już zakładamy te maski.
Skupień: Jest to spore obciążenie dla organizmu. Temperatura wdychanego powietrza jest naprawdę dosyć wysoka. Nie wiem, czy są jakieś tabelki na to, czy to jest 40 czy 50 stopni. Daje to mocno popalić. Człowiek się rusza jak mucha w smole, a i tak coraz gorzej.
30 centymetrów
Kądzielik: Akurat w tych warunkach było tak, że dwóch pracowało, a dwóch odpoczywało, I na zmianę, po dziesięć, piętnaście minut, żeby jednak się nie wykończyć.
Majtler: Przykładowo z niedzieli na poniedziałek doszliśmy do takiego punktu w chodniku, że ten prześwit osiągał tylko 30 cm wysokości, a szerokości 40-50 centymetrów. Musieliśmy aparaty z pleców przed siebie przekładać, przed twarz i je pchać.
Słońce
Skupień: Jakby nie było strachu, jakby nie byłoby respektu, to nie wyjedziesz.
Majtler: Takie coś mamy w sobie, zaparcie, że zawsze idziemy po żywych.
Skupień: I wrócić do domu. Syn przyleci, powiesi się na szyi. Żonę uściskać. Odpocząć. Już jak się wyjedzie, jak się widzi słońce, to już jest dobrze.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24