Na przejściu dla pieszych w centrum miasta starszy mężczyzna złapał się za serce i upadł. Ludzie zatrzymywali się, dzwonili na 112, ułożyli mężczyznę na boku, ale nikt nie ściągnął go z ulicy ani nie rozpoczął masażu serca. Po pięciu minutach leżącego zauważyli strażnicy miejscy i przystąpili do resuscytacji. Ale było już za późno.
Do tragedii doszło we wtorek o godzinie jedenastej na placu Piastów w Gliwicach. To centrum miasta.
Całe zdarzenie zarejestrowała kamera monitoringu, ale zostało ono zabezpieczone do postępowania w prokuraturze. Policja udostępnia tylko jedno zdjęcie z monitoringu.
Widzimy, że człowiek leży na przejściu dla pieszych i jest bezpieczny. Znajduje się na wysepce między jezdniami i są przy nim strażnicy miejscy. Ale sytuacja wyglądała w ten sposób dopiero po pięciu minutach od upadku mężczyzny.
Najważniejsze minuty bez masażu serca
- 84-latek złapał się za serce i upadł na jezdnię - Marek Słomski, rzecznik policji w Gliwicach opowiada, co widać na nagraniu z monitoringu. - Przechodnie i kierowcy zatrzymywali się, ale nikt nie ściągnął mężczyzny z ulicy. Ktoś zadzwonił na numer alarmowy 112, inni ułożyli 84-latka w pozycji bocznej bezpiecznej. Ale to za mało. Nie można czekać na pogotowie. Natychmiast trzeba rozpocząć resuscytację, bo przy zatrzymaniu krążenia najważniejsze są pierwsze cztery minuty. Jeśli ktoś się obawia sztucznego oddychania ze względów higienicznych, to niech przynajmniej wykona masaż serca, uciska klatkę piersiową, uginając ją rytmicznie na około pięć centymetrów i - co ważne - niech robi to do przybycia profesjonalnej pomocy medycznej.
Do 8 minut zajmuje dotarcie służbom do poszkodowanego w mieście, do 15 minut - poza miastem. Pozostawiona bez pomocy ofiara zatrzymania akcji serca ma nie więcej niż 5 procent szans na przeżycie. Z każdą minutą szanse te maleją o 10-12 procent. Stąd też konieczne jest natychmiastowe podjęcie podstawowych czynności ratujących życie (resuscytacji krążeniowo-oddechowej – RKO), najlepiej połączonej z użyciem automatycznego defibrylatora zewnętrznego AED (jeśli jest dostępny). Podjęcie RKO przez świadków zdarzenia jest kluczowym działaniem przed przyjazdem karetki pogotowia. Wczesne podjęcie resuscytacji i prawidłowe wykonanie defibrylacji (w ciągu 1-2 minut) skutkuje przeżywalnością powyżej 60 procent. 7-10 minut od nagłego zatrzymania serca bez RKO i defibrylacji doprowadza do śmierci.
Po pięciu minutach leżącego na jezdni mężczyznę zauważyli strażnicy miejscy, którzy patrolowali okolicę. Ich zachowanie widać na publikowanym zdjęciu - przenieśli 84-latka z jezdni na wysepkę i rozpoczęli resuscytację. Prowadzili ją nieprzerwanie do przybycia karetki pogotowia. Niestety, było już za późno. Mężczyzna zmarł, prawdopodobnie wskutek zawału serca.
- Nie można mieć pretensji do tłumu, to niestety naturalne zjawisko, każdy liczy, że ktoś inny będzie bardziej kompetentny, silniejszy. Tu ludzie zatrzymywali się, ale byli nieporadni. W sytuacji stresu zapominamy, jak udzielać pierwszej pomocy. Ludzie nie robią tego również wobec swoich najbliższych, w mieszkaniu. Dzwonią na pogotowie i wyglądają przez okno przyjazdu karetki zamiast działać. Trzeba uświadamiać społeczeństwo, bo nagłe zatrzymanie krążenia może zdarzyć się każdemu w każdej chwili, także młodym - mówi Słomski.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja