Wyrok apelacyjny w sprawie Dariusza P., skazanego za zabicie żony i czworga dzieci miał zapaść w listopadzie, ale nagle pojawił się nowy dowód - komputer. Potem pojawiły się kolejne komputery. Syn skazanego przyznał dzisiaj w sądzie, że to on przywiózł ten sprzęt do warsztatu, gdy ojciec był już w areszcie. Sam skazany to potwierdził. Sąd Apelacyjny w Katowicach wydał dzisiaj wyrok w sprawie Dariusza P., oskarżonego o podpalenie domu w Jastrzębiu Zdroju i zabicie w ten sposób żony i czworga dzieci: dożywocie, jak w I instancji.
- Niektórzy mówili, że nie wierzą w winę oskarżonego, inni, że nie chcą w to wierzyć. Czy trzeba uwierzyć? Nie, trzeba mieć pewność, że osoba jest sprawcą zarzucanego jej czynu i tak było w tym przypadku - uzasadniał sędzia.
To była szansa alibi dla P. Wynajmował ten warsztat przed aresztowaniem, montował w nim meble i - jak twierdził - był tam także tragicznej nocy w trakcie pożaru swojego domu, wykonywał pilne zlecenie. Dlatego miał nie odebrać telefonu od najstarszego syna Wojciecha (dzisiaj ma 21 lat), który dzwonił z płonącego domu - bo sprzęt stolarski głośno pracował.
O tajemniczym komputerze poinformowała sąd firma, która wynajmowała Dariuszowi P. pomieszczenia na warsztat. Przedstawiciele firmy weszli do warsztatu po tym, jak aresztowanemu P. wypowiedziano umowę najmu.
Po tym odkryciu okazało się, że w dawnym warsztacie znajdował się nie jeden, a pięć nieznanych komputerów.
Obrona P. wniosła o przebadanie sprzętu.
Syn: to ja przywiozłem te komputery
Aby wyjaśnić sprawę, sąd wezwał na dzisiejszą rozprawę sześciu świadków – policjantów, którzy w maju 2013 roku przeszukiwali warsztat, przedstawicieli właściciela nieruchomości z warsztatem i syna skazanego.
Sąd okazał świadkom zabezpieczony sprzęt.
Policjanci nie pamiętali, by w 2013 roku w warsztacie był taki sprzęt. Także Dariusz P. potwierdził, że w maju 2013 roku w warsztacie nie było żadnego z komputerów, które przywieziono na rozprawę i że po raz pierwszy je widzi.
Wreszcie Wojciech P. przyznał w trakcie przesłuchania, że sam przywiózł komputery do warsztatu – jesienią 2014 roku, kiedy ojciec przebywał w areszcie.
21-latek jest jedynym ocalałym z pożaru domu i do końca bronił ojca, uważając za niewinnego. Z tego powodu sąd odrzucił dzisiaj wniosek prokuratury o odszkodowanie dla Wojciecha P. (Dariusz P. miał również zarzut usiłowania zabójstwa najstarszego syna).
Mowy końcowe trwały krótko. Po przerwie sąd odrzucił wniosek obrony o zbadanie zawartości komputera.
Wyrok apelacyjny zapadł o 11.30, półtorej godziny od rozpoczęcia rozprawy.
Eugeniusz Krajcer, obrońca Dariusza P.: - Nie wykluczamy kasacji wyroku do Sądu Najwyższego. Uważam, że ta sprawa nie została wyjaśniona do końca,
Ubezpieczył żonę, nie ubezpieczył dzieci
Do pożaru domu jednorodzinnego w Jastrzębiu doszło w maju 2013 roku. Dariusz P. został zatrzymany i aresztowany w marcu 2014 roku. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna Wojciecha, który ocalał z pożaru.
Nieprawomocny wyrok zapadł w grudniu 2016 roku przed sądem w Rybniku, w wydziale Sądu Okręgowego w Gliwicach. Sąd nie miał wątpliwości, że Dariusz P. zabił najbliższych. Uzasadniał, że P. chciał uzyskać pieniądze z ubezpieczenia i uwolnić się od rodziny.
Zgodnie z tamtym orzeczeniem, o warunkowe przedterminowe zwolnienie P. mógłby się ubiegać najwcześniej po 35 latach.
Zdaniem obrony, ustalenia, które według prokuratury i sądu układają się w nierozerwalny łańcuch poszlak, wcale nie są takie pewne. Obrona kwestionowała m.in. opinie biegłych, według których w domu P. doszło do podpalenia, i analizy logowania telefonu komórkowego oskarżonego, a także sam motyw zbrodni. Jak podnosił adwokat Eugeniusz Krajcer, jego klient nie ubezpieczył dzieci. W procesie wykluczono także, że P. miał romanse przed śmiercią żony.
Adwokat domagał się powołania nowych biegłych w zakresie pożarnictwa. Zdaniem obrony, w domu doszło do przypadkowego pożaru, a P. w tym czasie montował meble w warsztacie w Pawłowicach - tym samym, w którym znaleziono komputery.
Dariusz P. konsekwentnie nie przyznawał się do zabójstwa, choć potwierdził, że próbował skierować śledztwo na fałszywe tory - np. wysyłał sobie SMS-y, z których miało wynikać, że dom podpalił ktoś inny.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice/ PAP