To była gratka - do serwisu w gminie Wojcieszków (woj. lubelskie) właścicielka odstawiła swoje auto z potężnym silnikiem. Mechanik, który miał się nim zająć, postanowił urządzić sobie nocną przejażdżkę, podczas której doszczętnie zniszczył samochód.
Policja w Łukowie zgłoszenie o drogim, sportowym samochodzie dostali w nocy z piątku na sobotę, około godziny 2.30.
- Zgłoszono nam, że w miejscowości Siedliska doszło do dachowania pojazdu marki BMW. Jak wynikało z wezwania, z pojazdu wysiadł młody mężczyzna, który po chwili oddalił się z miejsca zdarzenia - opowiada sierżant sztabowy Maciej Zdunek z policji w Łukowie.
Na miejscu funkcjonariusze zastali służby medyczne i leżące na boku bmw.
- Ze wstępnych ustaleń wynikało, że pojazd zjechał na chodnik, uderzył w drzewo, po czym dachował, zatrzymując się w na poboczu - mówi sierżant sztabowy Zdunek.
Siła, z jaką auto uderzyło, musiała być duża. Spod maski wyrwany został silnik, który wylądował po drugiej stronie drogi. Wyrwane zostały też oba przednie koła.
Po nitce do kłębka
Sprawa dla policjantów była o tyle tajemnicza, że tablice rejestracyjne przytwierdzone do rozbitego samochodu pochodziły z innego auta.
- Policjanci szybko ustalili właściwe numery rejestracyjne samochodu i dotarli do jego właścicielki - mówi policjant z Łukowa.
Kobieta powiedziała policjantom, że swoje bmw oddała do serwisu samochodowego na terenie gminy Wojcieszków.
- Policjanci dotarli do mechanika, którym okazał się 25-letni mieszkaniec tej gminy - opowiada Maciej Zdunek z policji w Łukowie.
Mężczyzna przyznał się, że pojechał "na przejażdżkę" autem klientki. Dla niepoznaki założył tablice z innego auta, które remontował.
- Mechanik rajdowiec wkrótce odpowie przed sądem za krótkotrwałe użycie pojazdu i wyrządzenie szkód na kwotę 25 tysięcy złotych. Będzie musiał zwrócić koszty naprawy uszkodzonego auta - kończy policjant.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Łukowie