71-letni mieszkaniec Lubartowa (województwo lubelskie) zadzwonił na numer alarmowy, informując że zabił swoją żonę, a ciało wrzucił do rzeki. Zgłoszenie "postawiło na nogi" policjantów. Pojechali na miejsce, ale żadnych śladów zbrodni nie znaleźli. Udało im się za to skontaktować z "ofiarą".
W niedzielę (27 listopada) wieczorem lubartowska policja dostała zgłoszenie, które "postawiło na nogi" tamtejszych kryminalnych. Na numer alarmowy zadzwonił bowiem mężczyzna, który powiedział, że zabił swoją żonę, a jej ciało wrzucił do rzeki.
Gdy na wskazany przez niego adres pojechali mundurowi, zastali 71-letniego zgłaszającego, który znajdował się pod widocznym działaniem alkoholu.
Powtórzył, że zabił żonę
Powtórzył im, że właśnie zabił swoją żonę, a ciało wrzucił do rzeki. Nie potrafił jednak powiedzieć, kiedy dokładnie do tego doszło, ani podać żadnych szczegółów.
- Policjanci po dokładnym sprawdzeniu miejsca nie znaleźli jednak żadnych śladów zbrodni. Próbowali dodzwonić się do kobiety, jednak ta w pierwszej chwili nie odbierała telefonu. Skontaktowali się więc z jej synem – informuje w komunikacie sierżant sztabowy Jagoda Stanicka z Komendy Powiatowej Policji w Lubartowie.
Potwierdziła, że nic jej nie jest
Kiedy mundurowym udało się w końcu dodzwonić się do rzekomej "ofiary", ta potwierdziła że jest zdrowa i bezpieczna.
Czytaj też: Próbował driftować na parkingu. Był poszukiwany, a "w pojeździe unosiła się woń marihuany"
- 71-latek został poinformowany, że odpowie za bezpodstawne zgłoszenie interwencji – zaznacza policjantka.
Areszt, ograniczenie wolności albo grzywna
Zgodnie z kodeksem wykroczeń grozi za to kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1,5 tys. zł.
"Przed wybraniem numeru alarmowego warto zastanowić się czy sprawa, którą chce się zgłosić wymaga interwencji policji. Należy pamiętać, że w czasie, kiedy blokuje się linię alarmową, ktoś inny może pilnie potrzebować pomocy" – czytamy w policyjnym komunikacie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock