159 lat temu w mauzoleum w Krobielowicach złożono prochy pogromcy Napoleona, wielkiego pruskiego bohatera Gebharta Lebrechta von Blüchera. Jego imię nosił jeden z głównych wrocławskich placów, a na środku - aż do II wojny światowej - stał jego monumentalny posąg. Dziś mauzoleum jest puste, plac nazywa się Solny, a w miejscu pomnika wyrosła fontanna. Gdzie jest feldmarszałek?
Droga z Kątów Wrocławskich do Gniechowic nie jest prosta, na ostrym zakręcie trzeba mocno przyhamować. Wszystko dlatego, że szosa w tym miejscu omija wysoką, granitową wieżę. To właśnie jest mauzoleum Blücherów, a raczej to, co z niego pozostało.
- Teraz mauzoleum stoi puste, została tylko granitowa bryła. Wszystko inne zostało rozkradzione – mówi Bogdan Banaszek, kasztelan Pałacu w Krobielowicach.
Pan na Krobielowicach
W 1814 roku do Krobielowic wprowadził się nowy właściciel. Nie był to przypadkowy gość, ale osławiony zwycięstwami nad wojskami francuskimi w bitwach nad Kaczawą i pod Lipskiem feldmarszałek Gebhart Lebrecht von Blücher. Przez swoich żołnierzy nazywany był marszałkiem "naprzód" ponieważ to właśnie tę komendę wydawał najczęściej. Sława feldmarszałka wzrosła, gdy w bitwie pod Waterloo jego manewr przyczynił się do upadku Napoleona. To jeszcze bardziej wzmocniło pozycję feldmarszałka na dworze królewskim.
Śmierć na dukcie?
Pałac w Krobielowicach tętnił życiem, ponieważ marszałek lubił się bawić i znany był ze swojego rubasznego poczucia humoru. Nadzwyczaj często urządzano tu suto zakrapiane alkoholem przyjęcia i wystawne bale. Jak głosi legenda, jedna z takich hucznych zabaw przyczyniła się do nieszczęśliwego wypadku. Von Blücher postanowił odprowadzić gości do granicy swojej posiadłości, dosiadł rumaka i pojechał przodem. W pewnej chwili jego koń się spłoszył, uskoczył w bok i stanął dęba.
Marszałek spadł z konia, a zanim nadbiegła pomoc 77-letni von Blücher wydał ostatnie tchnienie. Rzekomo to właśnie w miejscu śmierci marszałka miało później powstać mauzoleum. – Według niektórych Blücher chciał być pochowany tam, gdzie zginął. Inni jednak twierdzili, że marszałek wcześniej wybrał sobie miejsce pochówku – wyjaśnia Banaszek.
We własnym łóżku
W rzeczywistości jednak marszałek wcale nie umarł na dukcie, ale we własnym łóżku w sypialni krobielowickiego pałacu. Prawdziwa jest natomiast historia o upadku z konia. Tyle, że von Blücher wracał właśnie ze spotkania towarzyskiego w sąsiedniej wsi, a nie odprowadzał gości. - Po wypadku hrabia bardzo ciężko zachorował, a na łożu śmierci odwiedził go jeszcze król Fryderyk Wilhelm III – mówi Banaszek. Von Blücher zmarł 12 września 1819 roku. W jego pogrzebie wzięło udział prawie 20 tys. ludzi, pruski król z synami i liczni wysocy rangą oficerowie.
Klątwa marszałka
Początkowo ciało wodza spoczęło w Wojkowicach. Pruska generalicja uznała jednak, że należy wybudować marszałkowi pomnik. W kamieniołomie koło Sobótki wykuto olbrzymi 600 - tonowy blok granitu, z którego miał powstać monument. Transport skalnego bloku utknął jednak po 4 kilometrach, wezwano saperów aby rozsadzili skałę na dwa mniejsze kawałki. Przy tej operacji pięciu z nich zostało rannych, a w Krobielowicach mówiono o klątwie marszałka.
Zmniejszonych głazów nie dało się przenieść, a na polach przeleżały przez 20 lat. Dopiero w 1853 roku granitowe mauzoleum zostało ukończone, a w nim złożono miedzianą trumnę ze zwłokami marszałka. W uroczystości wziął udział król Fryderyk Wilhelm IV. Kilka lat później, z tyłu mauzoleum dobudowano jeszcze grobowiec rodzinny Blücherów.
Plac Solny placem von Blüchera
Zwycięstwo w bitwie nad Kaczawą przyniosło marszałkowi nie tylko tytuł księcia, lecz także wdzięczność wielu wrocławian. W 1827 roku na środku ówczesnego placu Solnego, w miejscu gdzie dziś pośród kwiaciarni stoi fontanna, wybudowano okazały posąg feldmarszałka Gebharda Leberechta von Blüchera. Plac nazwano też jego imieniem, jednak po II wojnie światowej znowu stał się Solnym.
Litościwy proboszcz
Starsi mieszkańcy Krobielowic pamiętają obecność żołnierzy armii czerwonej na tych terenach. Nie wylewali za kołnierz, a po pijanemu urządzali dzikie zabawy. - Lepiej było schodzić im wtedy z oczu – opowiadają mieszkańcy.
Pewnego dnia wyciągnęli zwłoki marszałka z miedzianej trumny i na lince ciągali przywiązane do motocykla. To, co ze zwłok pozostało, podobno leżało jeszcze czas jakiś gdzieś pod płotem.
Nad szczątkami marszałka zlitował się w końcu ówczesny proboszcz z Sośnicy. Pozbierał kości i wrzucił do którejś z trumien stojących w kościelnej krypcie. Do której? Do dziś nie wiadomo.
Autor: Jarosław Goławski / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici