Naraził swoich wychowanków na śmiertelne niebezpieczeństwo, czy rzucił się im na pomoc i ocalił życie? Rola Ekkapola Chantawonga, 25-letniego trenera piłki nożnej, pod którego opieką pozostawało dwunastu uwięzionych w tajlandzkiej jaskini chłopców, wciąż wymaga wyjaśnienia. Część rodziców opisuje go jednak jako dobrego, oddanego swojej pracy człowieka.
Ekkapol Chantawong miał 10 lat, gdy stracił całą rodzinę. Najpierw zmarł jego 7-letni brat, następnie matka, a rok później ojciec.
Cytowana w "The Australian" jego ciocia, Umporn Sriwichai, opowiada, że jako "smutny, samotny chłopiec" został dwa lata później, zgodnie z tajlandzką tradycją, wysłany do buddyjskiego klasztoru. Spędził tam jako mnich pięć lat i wyrósł na "fizycznie i umysłowo silnego" mężczyznę, który - według Sriwichai - zrobiłby wszystko, co możliwe, by utrzymać swoich podopiecznych przy życiu i spokojnych.
Po zakończeniu posługi mnicha mieszkał z babcią, cały czas pomagał jednak również w klasztorze. Nie miał stałej pracy. Prowadził jedynie zajęcia piłkarskie. Był za to lubiany przez swoich podopiecznych. Nazywali go "Trener Ake".
Medytacja w jaskini
Także część pytanych przez "New York Timesa" członków rodzin uwięzionych chłopców nie szczędziła dobrych słów pod adresem Ekkapola. Jeszcze zanim dowiedzieli się, że ich dzieci żyją, mówili, że nie mają do niego żalu. Niektórzy podkreślali, że był bardzo podobny do chłopców, którymi się opiekował i oddany swojej młodej drużynie.
Ciocia 25-latka podkreśla, że była pewna, iż zrobi on wszystko, by "utrzymać chłopców spokojnych i szczęśliwych". Jej zdaniem kluczową rolę odegrała w tym jego znajomość medytacji.
- Nauczył chłopców w jaskini medytować - mówi Sriwichai. - Gdy brytyjscy nurkowie po raz pierwszy ich odnaleźli, chłopcy medytowali. Powiedzieli ratownikom, że to Ake nauczył ich medytacji, by oszczędzali energię w swoich organizmach - opowiada.
- Kocha ich tak bardzo, ponieważ sam stracił ojca, gdy był bardzo młody - dodaje.
Trener w najgorszym stanie
Jak w czwartek poinformowały brytyjskie media, Ekkapol Chantawong ma być w najgorszym stanie fizycznym spośród wszystkich uwięzionych w jaskini. Według jednego z nurków, który dotarł do grupy w jaskini, stało się tak, ponieważ trener rozdysponował całą żywność i wodę pomiędzy chłopców, samemu odmawiając jedzenia.
Nurek miał również pochwalić 25-latka za sposób, w jaki opiekował się uwięzioną przez długi czas grupą. Kazał chłopcom maksymalnie oszczędzać energię, radząc, by jak najwięcej czasu leżeli nieruchomo. Nie pozwolił im także pić zanieczyszczonej wody "powodziowej", otaczającej ich w jaskini, samemu starając się zbierać zdatną do picia wodę.
Informację, że Ekkapol uczył w jaskini podopiecznych medytacji, potwierdza tygodnik "Time".
Uwięzieni w jaskini
Dwunastu zawodników klubu piłkarskiego w wieku 11-16 lat i ich 25-letni trener weszli w sobotę, 23 czerwca, do jaskini Tham Luang Nang Non w prowincji Chiang Rai na północy Tajlandii, gdzie zostali odcięci od świata przez ulewne deszcze. Kompleks jaskiń ciągnie się tam kilka kilometrów, przejścia są wąskie, a w porze deszczowej często zalewa je woda.
Wciąż nie są jasne okoliczności, w których grupa weszła do środka. Dotychczas przypuszczano, że to trener lekkomyślnie zaprowadził grupę do jaskini pomimo ostrzeżeń o tendencji do zalewania jaskini przez wody opadowe.
Jak poinformował znajdujący się na miejscu akcji korespondent "Faktów" TVN Wojciech Bojanowski, w czwartek w lokalnych mediach pojawiły się jednak informacje, że wejście do jaskini mogło być inicjatywą samych chłopców i odbyło się bez wiedzy trenera. Ten miał wejść do środka w poszukiwaniu swoich wychowanków dopiero zaalarmowany przez zaniepokojonych brakiem kontaktu z dziećmi rodziców. Nie zdążył ich jednak wyprowadzić na zewnątrz przed ogromną ulewą, która odcięła im drogę powrotu.
Grupę odnaleźli w poniedziałek wieczorem w głębi jaskini brytyjscy nurkowie. Moment ten widać na nagraniu opublikowanym na Facebooku przez tajlandzkie wojsko, na którym jeden z ratowników pyta po angielsku: "Ilu was jest?". "Trzynastu" - słyszy odpowiedź. "Trzynastu? Genialnie!" - mówi z ulgą nurek.
Choć według władz wszyscy są już bezpieczni, nierozwiązana pozostaje kwestia wydostania ich z jaskini, która wciąż jest częściowo zalana wodą. Wycieńczonym chłopcom i trenerowi przekazano we wtorek wysokokaloryczne pożywienie i lekarstwa, a ratownicy przygotowują się na scenariusz, w którym będą oni musieli spędzić w środku nawet kilka miesięcy.
"Przygotujemy przekazanie dodatkowej żywności na co najmniej cztery miesiące i będziemy uczyć wszystkich trzynastu nurkować, a jednocześnie dalej wypompowywać wodę" - przekazała w komunikacie tajlandzka armia.
BBC zauważa, że przemieszczanie się niedoświadczonych nurków wąskimi korytarzami może być dla nich bardzo niebezpieczne, a dotychczasowe próby obniżenia poziomu wody za pomocą pomp nie przyniosły rezultatów. Jeśli grupa będzie musiała czekać, aż woda opadnie naturalnie, może to oznaczać konieczność pozostania w jaskini przez kilka miesięcy. Pora deszczowa w tym regionie dopiero się zaczęła i zwykle trwa do września lub października.
Autor: mm//kg//kwoj / Źródło: Australian, New York Times, Telegraph, Time, Reuters, PAP