Pani Emilia nigdzie ze swoim światopoglądem nie przeszła. Ona jest po tej samej stronie sceny politycznej, ona tylko postanowiła dokonać rachunku sumienia - mówiła w "Kropce nad i" w TVN24 mecenas Ewa Stępniak, pełnomocnik Emilii - kobiety, która miała organizować hejt na sędziów. Poinformowała, że otrzymywała ona za te działania pieniądze, ale "to nie były pieniądze z Ministerstwa Sprawiedliwości".
Według portalu za rozsyłanie kompromitujących materiałów odpowiedzialna była współpracująca z Piebiakiem kobieta o imieniu Emilia (redakcja Onetu zna jej nazwisko, jednak go nie publikuje).
Po tych doniesieniach Łukasz Piebiak w oświadczeniu poinformował, że podaje się do dymisji. Premier Mateusz Morawiecki przekazał, że ją przyjmie.
W środę "Gazeta Wyborcza" opublikowała oświadczenie Emilii w tej sprawie. Napisała, że brała udział w akcji dyskredytowania sędziów, koordynowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
"Przepraszam tych, których hejtowałam. Żałuję tego. Chciałabym umieć cofnąć czas" - dodała.
"Ona tylko postanowiła dokonać rachunku sumienia"
O roli Emilii w tej sprawie mówiła w "Kropce nad i" w TVN24 jej pełnomocnik, mecenas Ewa Stępniak. Została zapytana, co się wydarzyło w życiu Emilii, że zdecydowała się ujawnić szczegóły organizowania hejtu na sędziów.
- Musiał nastąpić pewien przełom w pani Emilii, spowodowany kilkoma okolicznościami. Nie będę ujawniać, co się konkretnie zdarzyło w jej życiu, że pani Emilia dokonała pewnego salda zysków i strat - mówiła pełnomocnik.
- To nie jest przejście na drugą stronę sceny politycznej. Pani Emilia nigdzie ze swoim światopoglądem nie przeszła. Ona jest po tej samej stronie sceny, ona tylko postanowiła dokonać rachunku sumienia - tłumaczyła dalej Stępniak.
"To nie były pieniądze z Ministerstwa Sprawiedliwości. Budżet nie finansował pani Emilii"
Pełnomocnik Emilii została zapytana o to, czy otrzymywała ona pieniądze za swoją działalność związaną z organizowaniem hejtu.
- To nie były duże pieniądze. Zastrzegam, że to nie były pieniądze z Ministerstwa Sprawiedliwości. Budżet nie finansował pani Emilii. Finansowały ją osoby fizyczne z własnych środków - poinformowała.
Dodała, że Emilia nie wie, "którzy sędziowie się konkretnie zrzucili, a którzy nie". - Ona nie wie, czemu w jednym miesiącu dostawała, załóżmy umownie, sto złotych, a w innym pięćset złotych. Ona nie wie kto się złożył na te kwoty, czyje to były pieniądze - wyjaśniała mecenas.
"Boi się tych, których wsypała"
Mecenas Stępniak mówiła także, że Emilia nie znalazła się pod opieką policji, mimo że czuje się zagrożona, "ponieważ nie chcemy ujawniać jej adresu". Dodała, że zaufanie jej klientki do wymiaru sprawiedliwości "jest w tym momencie znikome".
Poinformowała, że kobieta znajduje się "w bezpiecznym miejscu". - Boi się, że ktoś ją pobije, boi się tych, których wsypała - mówiła dalej pełnomocniczka.
Autor: mjz//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24