Cztery osoby nie żyją, 157 jest poszkodowanych, z czego 34 nadal w szpitalach. To bilans po gwałtownej burzy, która w czwartek przeszła nad Tatrami. Od rana poszukiwano 16 osób. Wszyscy już się odnaleźli.
W czwartek po nawałnicy udzielono pomocy aż 157 osobom w kilku szpitalach. - To skala ogromna, nie notowana w górach i chyba nigdy, poza katastrofami typu trzęsienia ziemi - mówi Jan Krzysztof, naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Jak podał, w cztery godziny wszyscy wymagający pomocy zostali sprowadzeni na dół.
- To jest sytuacja, którą można porównać do zamachu terrorystycznego. Duża grupa przypadkowych ludzi została rażona. To był szereg osób, w tym dzieci. Poparzeni, połamane nogi, rany na całym ciele. W krótkim czasie udało się to opanować przy pomocy wszystkich służb - podkreślił.
Wśród poszkodowanych jest m.in. mężczyzna, który pod jednym z łańcuchów górskich prowadził resuscytację innego rannego. - Kiedy doszło do kolejnego wyładowania, został strącony. Nic mu się nie stało. Pomimo dramatycznej sytuacji, ci ludzie spieszyli z pomocą innym - mówi Tomasz Wojciechowski, dyżurny ratownik TOPR.
34 osoby nadal w szpitalach
W szpitalach w Krakowie, Nowym Targu, Zakopanem, Limanowej i Suchej Beskidzkiej nadal przebywają 34 osoby. Ich obrażenia są zróżnicowane: od urazów np. czaszkowych przez oparzenia po urazy wielonarządowe.
Jak poinformowała dr Małgorzata Czaplińska, zastępca dyrektora szpitala powiatowego w Zakopanem, w ciągu 5-6 godzin zakopiański szpital przyjął tylu pacjentów, ilu zwykle w ciągu doby. Zajmowało się nimi 90 osób, w tym 40 lekarzy.
- Największą trudnością było przekazanie chorych do kolejnych placówek. Sprawnie to poszło. Wszystkie służby się sprawdziły - podkreśla.
Większość pacjentów jest w stanie ogólnym dobrym.
- Na naszych szpitalnych oddziałach przebywają wciąż 22 osoby. Są na chirurgii ogólnej, pediatrii, kardiologii, ortopedii, internie. Jeszcze pięć osób mamy na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Prawdopodobnie w ciągu doby zostaną wypisane - powiedziała Czaplińska.
W szpitalu znajdują się rodzice dwojga zmarłych dzieci. - Są pod opieką psychologiczną i duszpasterską - przekazała Czaplińska.
"To było ogromne wyzwanie"
- Ta akcja to było ogromne wyzwanie - przyznaje Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. W akcję zaangażowanych było aż 80 TOPR-owców, najwięcej w rejonie Giewontu, do tego członkowie Grupy Podhalańskiej GOPR i strażacy. - Szacujemy, że około 180 osób brało udział w akcji. Od początku całą akcję koordynował TOPR. To było nasze zadanie. Pozostałe służby, które nam pomagały wykonywały nasze prośby. To była bardzo dobra współpraca. Jestem dumny z ratowników - powiedział Jan Krzysztof.
W akcji wykorzystano pięć śmigłowców - jeden TOPR-u, który pracował w najwyższych partiach gór i cztery Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Śmigłowiec TOPR-u pracował jeszcze w trakcie burzy, gdy dochodziło do wyładowań atmosferycznych. - Ryzyko pracy pod Giewontem było bardzo duże. Na szczęście nikomu z nich nic się nie stało - przyznał Krzysztof.
Schronisko jak szpital
Jak poinformował, schronisko na Hali Kondratowej zamieniło się w ogromny szpital, gdzie selekcjonowano pacjentów i opatrywano rany. - Restauracje same dowoziły tam posiłki. To wsparcie było dla nas ważne. Mieliśmy tyle pracy, że wszystkie wolne ręce były zajęte - przekazał naczelnik TOPR.
Cały czas trwa weryfikowanie, czy są jeszcze jakieś osoby zaginione. - Mamy nadzieję, że te cztery osoby, które wczoraj zginęły, w tym dwoje małych dzieci, to ostatnie osoby, które poniosły śmierć - mówił Krzysztof.
Szukali 16 osób
Jak poinformował rano na antenie Radia Kraków wojewoda małopolski Piotr Ćwik, wieczorem i w nocy właściciele podhalańskich ośrodków wypoczynkowych zgłosili, że nie wróciło do nich 16 osób. Udało się już skontaktować ze wszystkimi.
- Musimy być jeszcze gotowi na ewentualne działanie. Rano widziałem pełne busy ludzi jadących w góry... - powiedział jednak Krzysztof.
I przypomniał, by przed wyjściem w góry sprawdzać prognozy pogody i korzystać z aplikacji dostępnych na telefony. - Są narzędzia, trzeba tylko z nich korzystać dla własnego bezpieczeństwa. Mamy nadzieję, że po wczorajszych zdarzeniach zostaną wyciągnięte wnioski - powiedział.
Została uruchomiona specjalna infolinia pod numerami telefonów (18) 201 71 00 i (18) 202 39 14, na którą można zadzwonić w sprawie osób poszkodowanych. - Pod tymi numerami telefonu można otrzymać też pomoc psychologiczną. Wsparcie psychologiczne można też uzyskać w Szpitalu w Zakopanem - podaje Joanna Paździo, rzeczniczka wojewody.
Szlak turystyczny na Giewont został zamknięty do odwołania.
Autor: FC, aa/gp / Źródło: tvn24.pl / PAP