Ukrywał się przed policją przez trzy miesiące. Gdy ukradł jedzenie, na stole wydrapał napis "dziękuję" – pokochała go chyba cała Nowa Zelandia. W końcu jednak 47-letni William Stuart wpadł w ręce policji.
Stuart był oskarżony m.in. o niebezpieczną jazdę, posiadanie marihuany, niestawienie się w areszcie.
Schwytano go wcześnie rano w środę i wkrótce po tym stanął przed sądem. Stuart nie chciał odnieść się do stawianych mu zarzutów, sąd zdecydował się więc zatrzymać go w areszcie przez dwa tygodnie do 10 czerwca.
Według policji, Stuart próbował rano uciec kradzionym samochodem, szybko jednak dał za wygraną. Nie zaprzeczał swojej tożsamości, dodał, że czas na wolności spędził "dobrze".
Kochają go
Policja odnotowała, że Stuart był wprawdzie trochę zarośnięty, ale dobrze odżywiony, co wskazywałoby na to, że ktoś wspierał go podczas ucieczki.
To możliwe, bo 47-latek zyskał sobie sympatię bardzo wielu Nowozelandczyków. Powstają o nim piosenki, a poświęcone mu strony na Facebooku cieszą się wielką popularnością. - Całkiem nieźle sobie radził, setki policjantów a on jeden – tak mówił o nim z aprobatą przygodny przechodzień.
Policja przypuszcza, że Stuart rabował wiejskie posiadłości i sklepy. W jednym z domów wydrapał na stole słowo „dziękuję” po tym, gdy zabrał stamtąd trochę jedzenia. Policja wykorzystała jego przypadek, by przestrzec mieszkańców wsi, aby zamykali swoje domy. W Nowej Zelandii wiele osób nigdy ich nie zamyka.
Źródło: Reuters