Wspólne siły szybkiego reagowania utworzą kraje poradzieckiej Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ros. ODKB). Do układu nie przystąpiły dwa z siedmiu państw ODKB, w tym Białoruś, która ostatnio prowadzi z Rosją handlową wojnę o mleko. Aleksandr Łukaszenka nie przyjechał nawet do Moskwy. - Mógłby chociaż zadzwonić - komentował prezydent Dmitrij Miedwiediew.
Do zadań sił szybkiego reagowania ODKB - oprócz odpierania agresji z zewnątrz - należeć ma "prowadzanie operacji specjalnych w walce z międzynarodowym terroryzmem, ekstremizmem, transgraniczną przestępczością zorganizowaną i przemytem narkotyków", a także udział w usuwaniu skutków klęsk żywiołowych i katastrof technicznych.
"Łukaszenko mógłby chociaż zadzwonić"
Rosja desygnowała do tych sił 98. gwardyjską dywizję wojsk powietrzno-desantowych i 31. gwardyjską brygadę szturmową wojsk powietrzno-desantowych, Kazachstan ma wyznaczyć do nich brygadę desantowo-szturmową, a pozostałe państwa - po batalionie. Porozumienie w tej sprawie podpisano podczas moskiewskiego szczytu ODKB.
W skład tej regionalnej organizacji wojskowej, przez niektórych uznawanej za przeciwwagę dla NATO, wchodzą Rosja, Białoruś, Armenia, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgistan.
Jednak dwóch z siedmiu przywódców nie podpisało dokumentu tworzącego wspólną armię. Uzbecki prezydent Islam Karimow "chce raz jeszcze przemyśleć niektóre problemy", a białoruskli prezydent Alaksandr Łukaszenka nie uczestniczył w moskiewskim spotkaniu. Miedwiediew nie krył irytacji. - W takiej sytuacji nie byłoby złym pomysłem zadzwonić i nas o tym poinformować. Aleksandr Giergiejewicz Łukaszenko nie zadzwonił do mnie i nie powiedział, że nie planuje przyjazdu - mówił.
Mleczna wojna
Napięcia między Moskwą a Mińskiem trwają od miesięcy, a Rosja w ubiegłym tygodniu wprowadziła zakaz importu mleka i produktów mlecznych z Białorusi. Uzasadniła to nieprzestrzeganiem przez stronę białoruską rosyjskich przepisów regulujących handel tymi produktami.
Mińsk ocenił ten krok jako godzący w jego bezpieczeństwo ekonomiczne i poinformował, że w tej sytuacji nie może podpisać dokumentów dotyczących ogólnego bezpieczeństwa. Wiadomo jednak, że między Rosją i Białorusią występują też poważne różnice zdań w sprawie planowanych sił szybkiego reagowania. Mińsk m.in. odmawia udziału swych żołnierzy w konfliktach poza granicami kraju.
Podczas moskiewskiego szczytu Białoruś miała przejąć od Armenii na rok przewodnictwo w ODKB. Przywódcy pozostałych sześciu państw zdecydowali jednak, że zamiast Łukaszenki organizacją tymczasowo będzie kierował Miedwiediew. Rosyjski prezydent wyraził nadzieję, że "mleczna histeria" i "problem czysto techniczny" nie zakłóci pracy nad tworzeniem wspólnych sił szybkiego reagowania. - Mamy nadzieję, że Białoruś wróci do rozmów i będzie uczestniczyła w tworzeniu KSOR - oświadczył.
Pełnowartościowy sojusz wojskowo-polityczny
Po raz pierwszy o konieczności powołania do życia takich sił Miedwiewdiew wspomniał podczas szczytu tej organizacji we wrześniu 2008 roku w Duszanbe, w Tadżykistanie, wkrótce po rosyjsko-gruzińskiej wojnie o Osetię Południową. Rosja była wówczas o krok od poważnej konfrontacji z Zachodem. Jednak nie wszyscy sojusznicy Moskwy kwapili się do zgłaszania akcesu do takich sił. Oprócz Białorusi poważne zastrzeżenia od początku zgłaszał też Uzbekistan.
W ocenie rosyjskich analityków, utworzenie wspólnych sił szybkiego reagowania ODKB przekształci tę organizację w pełnowartościowy sojusz wojskowo-polityczny. Za najpoważniejsze wyzwanie dla tych sił uważają zaostrzającą się walkę o kontrolę nad nośnikami energii w basenie Morza Kaspijskiego i Azji Środkowej.
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA