Nie widać końca kryzysu w Kenii

Aktualizacja:

Kenijska opozycja wznawia w przyszłym tygodniu protesty. Kolejne manifestacje zapowiedział szef opozycji po zakończeniu trzydniowej demonstracji, podczas której zginęło co najmniej 23 osoby..

- W czwartek rozpoczniemy pokojowe przemarsze - ogłosił przywódca Pomarańczowego Ruchu Demokratycznego Henry Kosgey.

W trwających od prawie miesiąca starciach śmierć poniosło już 600 osób. Policja nie pozwala na antyrządowe manifestacje i brutalnie rozpędza demonstrantów.

Protestujący nie uznają wyniku wyborów prezydenckich, które według nich sfałszowano. Ich zwycięzcą ogłosił się prezydent Mwai Kibaki.

Etniczno-polityczne konflikty Również w sobotę w Rift Valley zabito pięć osób ukrywających się w obozie dla uchodźców. Według agencji Reutera mordu dokonali wspierający opozycję bojówkarze. - Grupa uzbrojonych mężczyzn zaatakowała wioskę pozostawiając pięć ciał i wiele zniszczeń. Zamordowani to ludzie posądzeni o sprzyjanie Kibakiemu - mówił Everest Wasige z lokalnej policji.

Obóz znajduje się w pobliżu klasztoru w Kipkelion, 180 km na północny zachód od Nairobi. W tym regionie Kenii często dochodziło do aktów przemocy już wcześniej. Większość z nich miała podłoże etniczne - ścierali się członkowie plemion Kikuyu i Kisii. Tych ostatnich postrzega się jako popierających Kibakiego.

Opozycyjna zdominowała ostatnie wybory w Rift Valley z silną pomocą członków plemienia Kalenjins. W ostatnim czasie przed etnicznymi starciami o podłożu politycznym uciekło stąd 250 tys. osób.

Źródło: Reuters, APTN, PAP