Poniedziałek, 18 maja Sukces czy porażka? Jak debata premiera ze stoczniowcami odbije się na jego wizerunku? Zdania gości programu "24 godziny" - specjalistów od marketingu politycznego - były mocno podzielone. Jeden widzi w premierze "nowego Jacka Kuronia", a drugi - tchórza.
Zdaniem dr Marka Kochana - speca od wizerunku, który szkolił m.in. posłów Prawa i Sprawiedliwości - absencja przedstawicieli OPZZ i "Solidarności" podczas debaty premiera ze związkowcami to wizerunkowa porażka rządu.
– To wyszło tak samo jak przeniesienie obchodów rocznicy czwartego czerwca z Gdańska do Krakowa. Z jednej strony jest Polska, która z bólem przeszła transformację gospodarczą, z drugiej ta syta, biesiadująca. I te puste krzesełka tylko podkreśliły to rozprucie – ocenił Kochan.
"Kuroń poszedłby z nimi rozmawiać"
Zupełnie inaczej debatę ocenił doradca polityczny Eryk Mistkiewicz. – Premier pokazał się jako nowy Jacek Kuroń, ktoś kto opowiada politykę ludziom, tłumaczy ją tym, którzy nie czytali traktatu akcesyjnego, nie znają niuansów – przekonywał.
Tym słowom towarzyszyły spazmy śmiechu Kochana. Gdy jego interlokutor przerwał wtrącił tylko: "Donald Tusk jako Jacek Kuroń, no po prostu boki zrywać" i dalej się śmiał. - To że zrejterowały OPZZ i "Solidarność" tylko pozwoliło lepiej i bardziej merytorycznie przeprowadzić debatę – kontynuował niezrażony Mistewicz.
Kochan nie chciał się zgodzić. - Jacek Kuroń przeszedłby ten kilometr i porozmawiałby ze stoczniowcami. On potrafił rozmawiać z niezadowolonymi ludzi, a premier po prostu stchórzył. Zachowuje się jak aktor w telenoweli ustawia sobie plan i statystów. Gdy przychodzi do poważnej rozmowy z niezadowolonymi ludźmi, premierowi brakuje siły – przekonywał.