- Kiedy człowiek jest pobity i zastraszony, nie ma siły myśleć, do kogo się zgłosić - tak znana ze spotów wyborczych PiS i PO Anna Cugier-Kotka tłumaczyła zwłokę w zgłoszeniu pobicia na policję. Aktorka była we wtorek na komisariacie, ale wniosku o ściganie sprawców wciąż nie złożyła. - Powiedziała, że jest zmęczona i zgłosi się jutro - mówi nam rzecznik KGP.
Cugier-Kotka twierdzi, że została pobita w sobotę rano. Policję zawiadomiła po południu, a wniosku o ściganie sprawców wciąż nie złożyła. Pytana, dlaczego nie zrobiła tego od razu po incydencie, stwierdziła: - Po pierwsze, bolała mnie noga. Po drugie, oczekiwałam pomocy, wezwałam pogotowie, z którym też były bardzo duże kłopoty. Jak pan to sobie wyobraża - kiedy człowiek jest pobity i zastraszony, to on ma siłę myśleć, do kogo się zgłosić? - mówiła wyraźnie zdenerwowana kobieta.
Aktorka nie zawiadomiła o przestępstwie
Zgłosiła się we wtorek. Po wyjściu z komisariatu poinformowała, że "ruszyła sprawa" śledztwa ws. internetowych pogróżek pod jej adresem, powtórzyła też, że jej zdaniem pobicie "to nie był przypadek ani chuligański wybryk". - Nie wykluczam, że sprawcy mogli być inspirowani politycznie - dodała. Opisała ich jako trzech młodych mężczyzn, normalnie ubranych, "z twarzy wyglądajacych na wykształconych".
Jak mówi nam rzecznik KGP Mariusz Sokołowski, aktorka formalnych zeznań nie złożyła. - Rozmawiała tylko z policjantami na temat zajścia. Nie złożyła też wniosku o ściganie sprawców. Powiedziała, że jest zmęczona i skontaktuje się z nami jutro - stwierdził w rozmowie z tvn24.pl.
W poniedziałek o pobiciu nie wspominała
Reporter "Faktów" TVN w poniedziałek (a więc dwa dni po pobiciu), przeprowadzał z nią rozmowę na temat wyników eurowyborów. Kobieta ani słowem nie wspomniała o pobiciu (zarówno podczas nagrania, jak i po wyłączeniu kamer). - Pan Sianecki mnie o to nie pytał, zostałam totalnie zaskoczona. Nie chciałam angażować w sprawę mediów, chciałam to załatwić na własnym gruncie - tłumaczyła.
Policja: nie zgłosiła wniosku o ściganie
Rano w TVN24 aktorka opowiadała rozstrzęsiona o incydencie.- W sobotę rano, nie bojąc się niczego, wyszłam do sklepu. Było trzech panów, którzy zaczęli mnie wyzywać, a potem szarpać i kopać. Krzyczeli "Możesz mnie w d... pocałować, sprzedajna dziwko PiS-u. Jak już mówisz w telewizji publicznej, to mów prawdę" - relacjonowała kobieta. Zapewniała też, że "policja nie chciała przyjąć zgłoszenia o pobiciu".
Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji, twierdzi, że było inaczej. O godzinie 14 na numer alarmowy 112 wpłynęło zgłoszenie o pobiciu. Jak relacjonuje Sokołowski, kobieta utrzymywała, że podszedł do niej nieznany mężczyzna, wykręcił jej rękę i kopnął w pośladki. - Na miejsce został wysłany radiowóz - zapewnił w TVN24 rzecznik. Policjanci mieli poinformować ją, że mogło dojść tu do popełnienia przestępstwa, lecz aby ścigać sprawców, potrzebny jest odpowiedni wniosek poszkodowanej.
- Dobrze byłoby, gdyby wraz ze składaniem takiego wniosku, były też dokumenty z obdukcji lekarskiej - mówił Sokołowski. - Do tej pory jeszcze takiego zawiadomienia nie złożono. Wiemy również, że nie ma takiej obdukcji - dodał Sokołowski. Rzecznik stwierdził też, że należy zbadać, dlaczego sprawę tego pobicia zgłoszono aż sześć godzin po zdarzeniu, a także to, dlaczego nie ma jeszcze wniosku o ściganie. - Myślę, że trzeba będzie wyjaśnić kilka rzeczy w tej sprawie - spuentował Sokołowski.
Zbieg okoliczności
Napadnięcie Cugier-Kotki wywołało od razu komentarze polityczne. - Tę sprawę trzeba wyjaśnić. Bardzo zaskakujący splot wydarzeń, dokonuje się spektakularnego aresztowania producenta spotu PiS (Michała B., współautora filmu "Nocna zmiana" – red.), a aktorka, która w nim zagrała, krytykując rządzącą partię, stałą się ofiarą napaści – powiedział "Rzeczpospolitej" Jacek Kurski.
Pupilka PO i PiS
Anna Cugier-Kotka stała się sławna po tym, jak wystąpiła w spocie wyborczym PO, zachęcając do głosowania na tę partię. W ostatniej kampanii wyborczej zmieniła jednak barwy i wystąpiła w filmikach PiS, gdzie przekonywała, że partia Donalda Tuska zawiodła jej oczekiwania. To ona dała obecnemu rządowi słynną "żołtą kartkę".
Po emisji tego spotu aktorka zaczęła otrzymywać obraźliwe sms-y i e-maile. Grożono jej także śmiercią. Sprawę zgłoszono na policję, która ma 30 dni, by zdecydować o wszczęciu postępowania.
Źródło: TVN24, Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24