Kilka miesięcy temu pan Andrzej z Wołomina przez internet chciał ubezpieczyć swój samochód w jednej z firm, która takie usługi proponuje. Wniosek wypełnił i wysłał. Kiedy po 2 miesiącach nie dostał odpowiedzi auto postanowił ubezpieczyć w innej firmie. Jednak po roku okazało się, że mężczyzna ma do zapłacenia zaległą składkę, jak to możliwe skoro mężczyzna nie podpisał żadnej umowy?
Dopiero po roku od zarejestrowania się na stronie mężczyzna otrzymał pismo od firmy ubezpieczeniowej Liberty Direct, w którym napisano, że do zapłaty w terminie 7 dni ma ponad 700 złotych. Pan Andrzej nie zapłacił, postanowił napisać skargę do firmy powołując się na jeden z punktów regulaminu, który wyjaśniał, że umowa zostaje zawarta w momencie wpłacenia składki. Tak więc zgodnie z tym punktem, mężczyzna umowy nie zawarł i płacić w tym przypadku nie ma za co.
Zmieniony regulamin
Trzy dni po złożeniu skargi przez mężczyznę tak zmieniono jeden z punktów regulaminu, do którego się odwoływał, że teraz już wystarczyło przez internet wypełnić wniosek, by umowa została zawarta. Jednak pan Andrzej się nie poddał i postanowił walczyć o swoje. Dzięki telefonicznej rozmowie z konsultantką firmy dowiedział się, że umowa zostaje zawarta dopiero przy wniesieniu opłaty składkowej. Udało mu się też ubezpieczyć zupełnie fikcyjnego właściciela auta, bo jak się okazuje konsultanci nie sprawdzają wiarygodności osób, z którymi zawierają umowę. Tak więc każdy, przy użyciu podstawowych danych może ubezpieczyć i zarazem ściągnąć kłopoty finansowe na zupełnie obcą osobę.
Nie jedyny przypadek...
Jak się okazało pan Andrzej nie jest jedyną ofiarą firmy Liberty Direct. W podobnej sytuacji znalazł się pan Piotr. Kiedy dostał pismo, że trafi do rejestru długów, postanowił zapłacić całą kwotę i dopiero później wystąpić na drogę sądową, by dochodzić swoich praw. Roszczenia firmy ubezpieczeniowej mężczyzna uznał za bezzasadne. Ponad rok temu sprzedał samochód, teraz po raz kolejny dostał wezwanie do zapłaty zaległej składki.
"Zdarzają się błędy"
W trakcie realizacji materiału firma Liberty Direct odwołała spotkanie z reporterem programu "Prosto z Polski" i zrezygnowała z wypowiedzi jej pracownika przed kamerą. Przysłano tylko pisemne oświadczenie,w którym poinformowano między innymi: "przy obsłudze tysięcy klientów zdarzają się sporadyczne błędy w ramach obowiązujących procedur" i dalej - "po przeanalizowaniu sprawy pana Andrzeja uznaliśmy, że został popełniony błąd i niezwłocznie skontaktujemy się z nim w celu wyjaśnienia sprawy oraz przeproszenia za zaistniałą sytuację".
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24