8,5 miliarda złotych – to ubiegłoroczne przychody branży tak zwanych automatów o niskich wygranych. Z czym można porównać taką kwotę? Na przykład z budżetem polskiej policji. Śledczy przypuszczają, że w grę mogą wchodzić znacznie wyższe kwoty.
Kilka dni temu policjanci CBŚ razem z funkcjonariuszami służby celnej weszli do ponad stu lokali z automatami. Zarekwirowali ponad 300 automatów. Teraz eksperci powołani przez śledczych sprawdzą, czy maszyny do grania rzeczywiście mają charakter „niskohazardowy”, czy może jednak – wbrew nazwie i prawu – służyły do gry o wysokie stawki.
Podwójne liczniki
Sprawą od miesięcy interesują się reporterzy „Uwagi” i „Superwizjera” TVN. Z ich ustaleń wynika, że automaty są niskohazardowe, ale tylko z nazwy. W rzeczywistości maszyny umożliwiają grę o bardzo wysokie wygrane. Można wygrać nawet 10 tysięcy złotych.
Zgodnie z ustawą o grach i zakładach wzajemnych, na automatach o niskich wygranych wartość jednorazowej wygranej nie może być wyższa niż równowartość 15 euro. W praktyce oznacza to nie więcej niż 50 złotych.
Jednak w rzeczywistości automaty umożliwiają wygranie nawet 10 tysięcy złotych. Jest tak, ponieważ maszyny mają po dwa liczniki. Grając na pierwszym, rzeczywiście możemy wygrać w jednej grze nie więcej niż 50 złotych. Jednak gdy skorzystamy z drugiego licznika, wówczas – przez system bonusów i kumulacji – możemy wygrać jednorazowo kilka tysięcy złotych. Czy to jest nadal automat niskohazardowy?
Reporterzy „Superwizjera” dotarli także do mechanika, który twierdzi, że potrafi manipulować automatami – mimo plomb, które mają chronić maszynę przed takimi ingerencjami. Mechanik zaoferował takie ustawienie maszyny, że zaledwie pięć procent z wrzuconych pieniędzy będzie przeznaczone na wygrane. Jakie znaczenie mają wówczas los i łut szczęścia, które powinny być istotą hazardu?
Jednoręcy bandyci są przy tym bardzo atrakcyjnie opodatkowani: 180 euro miesięcznie ryczałtowego podatku od każdej maszyny miesięcznie plus zadeklarowany podatek od działalności gospodarczej. Tymczasem kasyna i salony gier, gdzie oficjalnie można grać na automatach o wysokich wygranych, płacą aż 45 procentowy podatek od swoich dochodów.
Gangsterzy i politycy
Gry na automatach, zanim stały się legalne, były kontrolowane przez mafiosów, przede wszystkim przez gang pruszkowski. „Pruszków” był jedną z najpotężniejszych polskich grup przestępczych. Skruszony członek tego gangu, świadek koronny Jarosław S., pseudonim „Masa”, zeznał w prokuraturze, że pod koniec lat 90. jego kompani zabiegali u polityków o legalizację swojego biznesu – na zasadach korzystnych dla siebie.
Szemrany interes został w końcu zalegalizowany przez państwo w 2002 roku, na początku rządów SLD, pod hasłem konieczności opodatkowania „szarej strefy”. Obroty spółek z branży automatów niskohazardowcyh rosły jak na drożdżach. W ubiegłym roku przychody tych firm – według oficjalnych danych – wyniosły w sumie ponad 8,5 miliarda złotych. To kwota równa ubiegłorocznemu budżetowi polskiej policji.
Policja ostrzega
Kiedy w sejmie rozpoczęły się prace nad ustawą, eksperci z Komendy Głównej Policji już w 2002 roku twierdzili, że zalegalizowanie automatów hazardowych i ryczałtowy sposób ich opodatkowania może ułatwiać gangom pranie pieniędzy. Ponadto podkreślali, że automaty będą niskohazardowe tylko z nazwy, a gra będzie się toczyć o wysokie stawki.
Po sześciu latach od wejścia w życie zmian w ustawie o grach (2003) tamte przewidywania policji prawdopodobnie się potwierdziły. Policyjna akcja sprzed kilku dni i zatrzymanie do kontroli ponad 300 automatów ma odpowiedzieć na pytanie, czy słuszne są podejrzenia śledczych, że w istocie są to automaty wysokohazardowe, a cały ten biznes mógł służyć grupom przestępczym do prania brudnych pieniędzy. Dlaczego przez 6 lat wcześniej ani policja, ani służba celna nie zauważały tego problemu? Kto w rzeczywistości kontroluje rynek jednorękich bandytów?
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN