Za stworzeniem systemu informatycznego, który miał sprawnie zliczyć głosy wyborców, a okazał się totalną klapą, stała dwuosobowa spółka 30-latków z mizernym doświadczeniem. PKW nie mogła jednak wybrać innej, bo firma Nabino była... jedyną chętną do wzięcia udziału w przetargu. Na stworzenie i testy skomplikowanego systemu wartego 429 tys. zł informatycy mieli zaś trzy miesiące. Dzisiaj nie radzą sobie nawet z własną stroną internetową, która po południu przestała działać.
W ostatnich latach podczas kolejnych wyborów smutną tradycją stało się to, że Państwowa Komisja Wyborcza ma kłopoty z liczeniem głosów. Ale tak olbrzymiego problemu, z jakim mamy do czynienia teraz, jeszcze nie było. NIK już zapowiedziała kontrolę systemu informatycznego przygotowywanego dla PKW. Ale czy jego klapa powinna kogokolwiek dziwić?
Złe początki jeszcze gorszego
Odpowiedź brzmi: nie, bo problemy z systemem, a wcześniej z rozpisaniem na niego przetargu, pojawiały się od wielu miesięcy. Kilka tygodni temu całkowitą porażką zakończyły się testy systemu - a miała to być jego próba generalna.
Pracownicy samorządowego serwisu Polskiej Agencji Prasowej, która brała udział w tamtych testach, tak relacjonowali na początku listopada ich przebieg: "Po czwartkowej wpadce PKW planuje na wtorek i czwartek (4 i 6 listopada) ponowne przeprowadzenie symulacji sprawdzającej działanie informatycznego systemu wyborczego. Pierwsze podejście do sprawdzianu zakończyło się klapą. Część naszych Czytelników twardo odmawia udziału w kolejnym podejściu". To samo od tygodni, jak mantrę, powtarzali eksperci z zakresu informatyki.
Dobrego humoru nie tracili tylko ci, którzy za przygotowanie systemu na wybory samorządowe byli odpowiedzialni. Jeszcze w poniedziałek Maciej Cetler - wiceprezes firmy Nabino, czyli dostarczyciela systemu - przekonywał na konferencji PKW: - Ten błąd nie ma wpływu na obliczenia wyników głosowania ani na czas ich podliczania.
Dwoje 30-latków na całą Polskę
Cetler to 29-letni informatyk, absolwent Politechniki Łódzkiej. W Nabino jest drugą najważniejszą osobą. Nad nim znajduje się tylko prezes zarządu Zofia Bogusławska - jego równolatka i absolwentka tej samej uczelni. Politechnikę ukończyła w 2009 r. a prezesowanie Nabino to jej pierwsza poważna praca. Cały zarząd spółki to właśnie te dwie osoby.
Jak to się stało, że to firma Cetlera i Bogusławskiej, która na rynku działa zaledwie od niespełna sześciu lat (data wpisu do rejestru przedsiębiorców - luty 2009 r.) dostała od PKW zlecenie na dostarczenie tak złożonego systemu informatycznego? Systemu, który miał zadziałać - co jest zgodną opinią ekspertów - przy najtrudniejszych wyborach, ze względu m.in. na liczbę kandydatów - przeprowadzanych w naszym kraju?
Jeden chętny, a system w trzy miesiące
Na to pytanie odpowiedź też jest banalnie prosta: bo do ogłoszonego w lipcu 2014 r. przetargu stanęła tylko ta jedna spółka. Łatwiej zrozumieć, dlaczego tak się stało, gdy prześledzi się szczegółowy spis przedmiotu zamówienia. Jest on tak szeroki, że tylko niedoświadczony gracz na informatycznym rynku mógł przypuszczać, że trzy miesiące (wyniki przetargu podano do wiadomości 4 sierpnia - red.) wystarczą na postawienie skomplikowanego systemu i na sprawne administrowanie całą infrastrukturą teleinformatyczną.
"Z czymś takim się nie spotkałem"
- Przetargi informatyczne są jednymi z najtrudniejszych. Organizowanie takiego konkursu w lipcu, na cztery miesiące przed wyborami, wydaje mi się po prostu absurdalne - komentuje krótko termin wystawienia ogłoszenia przez PKW Dariusz Ziembiński, specjalista Business Centre Club i grupy doradczej KZP w zakresie zamówień publicznych.
Jak tłumaczy, na samą procedurę odwoławczą każdy zamawiający powinien z ostrożności przewidywać dwa miesiące. A w przypadkach przetargów z zakresu usług teleinformatycznych takie odwołania zdarzają się niemal zawsze. W tym przypadku PKW miała zatem "szczęście", że znalazł się tylko jeden oferent i protestów nie było komu składać.
Brak zainteresowania postępowaniem przetargowym ogłoszonym przez PKW dziwi zresztą Ziembińskiego. - Nie spotkałem chyba otwartego przetargu informatycznego, w którym startowałby tylko jeden oferent. Być może w innych firmach uznano po prostu, że ryzyko i prawdopodobieństwo porażki jest zbyt wielkie w stosunku do ewentualnego zysku - zastanawia się.
Cena? Konkurencyjne 400 tys.
Według ekspertów 90 dni to czas, który w tym przypadku powinien być przeznaczony jedynie na testowanie systemu, a nie jego tworzenie. Zwłaszcza że wcześniejsze dokonania Nabino nie mogą nikogo rzucać na kolana. Portfolio firmy składa się zaledwie z ośmiu projektów - wykonanych m.in. dla MSWiA, Ministerstwa Rozwoju Regionalnego oraz Wojska Polskiego.
Za "Zaprojektowanie i wykonanie modułów do wyborów samorządowych 2014 r. wraz administrowaniem i utrzymaniem" - bo tak dokładnie brzmiał przedmiot zamówienia PKW - Nabino wzięło 429 tys. zł brutto.
Znający realia finansowe segmentu IT twierdzą, że to niewiele. Inni dodają, że dzisiejszych problemów w ogóle by nie było, gdyby PKW udało się skutecznie przeprowadzić rok temu o wiele większy przetarg na Platformę Wyborczą 2.0. Był on jednak tak źle przygotowany (łamał aż 11 artykułów o zamówieniach publicznych - red.), że został unieważniony. Odpowiedzialni za informatyzację pracownicy PKW nie poprawili jednak dokumentów i nie przeprowadzili nowego, kompleksowego postępowania, tylko podzielili je na kilka mniejszych projektów. Ostatni z dotychczasowych - ale nie jedyny, bo wcześniej spółka realizowała dla PKW inną usługę - trafił właśnie do Nabino.
Autor: Łukasz Orłowski//plw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock