Wciąż nie może ruszyć z miejsca śledztwo w sprawie Macieja Zientarskiego, który - zdaniem prokuratury - pędząc w ubiegłym roku ferrari, spowodował wypadek, w którym zginął człowiek. Jak dowiedział się portal tvn24.pl, do prokuratury nie wpłynęły jeszcze zlecone przez śledczych badania stanu zdrowia Zientarskiego. Badania te miały odpowiedzieć na pytanie, czy dziennikarz może być przesłuchany przez prokuratora.
Na początku maja Maciej Zientarski został przebadany przez czterech biegłych (wśród nich był m.in. psychiatra sądowy i neuropsycholog). Prokuratura deklarowała, że wyniki tych badań będą znane pod koniec tego tygodnia. Jak powiedział portalowi tvn24.pl Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie, do prokuratury nie dotarły jeszcze opinie biegłych. - Wyniki przyjdą w czerwcu. Wtedy będzie można powiedzieć coś więcej - oświadczył Martyniuk.
Mają nadzieję, że będą mogli przesłuchać Zientarskiego
Śledczy mają nadzieję, że majowe wyniki badań Macieja Zientarskiego umożliwią im przesłuchanie dziennikarza. Podobne badania psychiatryczne były już przeprowadzane w maju 2008 roku, jednak eksperci jednoznacznie stwierdzili, że stan zdrowia Zientarskiego nie pozwala na jego przesłuchanie i nie może brać on udziału w postępowaniu. Fizycznie mężczyzna czuje się coraz lepiej, jednak - jak twierdzili biegli - częściowo stracił pamięć i nie potrafi przypomnieć sobie tragicznego wypadku.
We wrześniu 2008 roku prokuratorzy zawiesili śledztwo z powodu złego stanu zdrowia dziennikarza. Jeśli jednak biegli uznają, że jego stan pozwala na przesłuchanie, może stanąć przed sądem. Za spowodowanie wypadku, w którym zginął człowiek, grozi od sześciu miesięcy do 8 lat więzienia.
Trzy razy przekroczył dopuszczalną prędkość
27 lutego 2008 roku jadące z ogromną prędkością sportowe czerwone ferrari wbiło się w betonowy filar estakady przy ul. Puławskiej na warszawskim Ursynowie. Według biegłych ferrari 360 modena jechało z prędkością 150 kilometrów na godzinę po drodze, na której obowiązywało ograniczenie do 50. Po uderzeniu w betonowy filar auto rozerwało się na dwie płonące części. Siedzący na fotelu pasażera Jarosław Zabiega, dziennikarz motoryzacyjny "Superexpressu", nie przeżył wypadku, a Zientarski cudem ocalał.
- Najgorsze jest to, że syn nie pamięta tego, co się dzieje w danym momencie tzw. nie ma pamięci bieżącej. To jest taki dzień świstaka. Każdego dnia pytania są o to samo. To jest taka próba wbijania mu do głowy, że tak musi ze sobą walczyć, z tą pamięcią. To jest największy problem - mówił w lutym dla TVN Włodzimierz Zientarski, ojciec dziennikarza. CZYTAJ WIĘCEJ
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24