Pruszkowskie akta leżały na chodniku

 
Nie trzeba wielkich segregatorów na 4 tysiące dokumentów...
Źródło: sxc.hu

Przeszło cztery tysiące dokumentów, pochodzacych z trzech prokuratur dostała "Gazeta Wyborcza" od jednego ze swych czytelników, który znalazł je... na chodniku w podwarszawskim Komorowie. Wszystkie mieściły się na niepozornym pendrivie.

Urządzenie do przenoszenia danych miedzy komputerami znalazł jeden z czytelników przed sklepem, na chodniku. - Wysuszyłem w domu. Włożyłem do komputera, odpaliłem. I zacząłem się zastanawiać, co zrobić? - opowiada dziennikarzom "GW" znalazca, zastrzegając sobie anonimowość.

Skopiowane na pendrivie akta zawierają tysiące informacji o setkach osób, którymi zajmowały się trzy prokuratury - w Pruszkowie, Warszawie i... Rzeszowie. Można z nich dowiedzieć się o podejrzanych i oskarżonych o najróżniejsze przestępstwa - od wypadków drogowych po pijanemu, przez znęcanie się nad rodziną, po rozboje, oszustwa, wyłudzenia.

Jak pisze gazeta, są tam nie tylko adresy, ale i informacje o zdrowiu psychicznym, stanie majątkowym. Są wnioski o blillingi, są postanowienia o powołaniu biegłych, którzy mają zbadać, czy ktoś jest zdrowy psychicznie albo zażywa narkotyki. - Ktoś mógłby to wykorzystać, np. do szantażu - zauważa znalazca, tłumacząc, dlaczego oddał urządzenie właśnie "GW".

Po pendriva przyjdą mundurowi

Czy prokurator może zabierać akta do domu? - takie pytanie autorzy stawiają rzecznikowi warszawskiej prokuratury okręgowej. - Nie, choć wie pan, jaka jest praktyka. W pracy brakuje czasu... - odpowiada rzecznik Mateusz Martyniuk.

- Wszyscy prokuratorzy są pouczani, że należy tego pilnować bardziej niż własnej cnoty - mówi "Gazecie" Piotr Romaniuk, szef Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie. Dziennikarze przypuszczają, że to właśnie stamtąd pochodzi zguba.

- Wie pan, co czeka tego prokuratora! Sprawa karna, bo to jest naruszenie tajemnicy śledztwa! - zapowiada prokurator i przypomina, że o zaginięciu akt - czy takiego pendrivea - natychmiast powinien zostać zawiadomiony przełożony.

Takiego zgłoszenia w Pruszkowie nie było. Dziennikarze mają swój typ co do pechowego prokuratora: w plikach najczęściej pojawia się nazwisko prokuratora Rz. z Pruszkowa. I jak piszą, właściciela zdradzi na pewno kilka prywatnych zdjęć dziecka. A prokurator Romaniuk zapowiada, że po odbiór pendrivea do redakcji zgłoszą się mundurowi...

Źródło: Gazeta Wyborcza

Czytaj także: