Lech Wałęsa staje murem za swoim współpracownikiem Piotrem Gulczyńskim i broni go obiema rękami. - Odbieram to jako prowokację tamtych ludzi. Tam jest mnóstwo paranoików, którzy nakręcają takie sytuacje - mówił były prezydent podczas konferencji prasowej. To reakcja na sytuację, do której doszło w czwartek po rozprawie w warszawskim sądzie okręgowym. Gulczyński miał uderzyć jednego z dziennikarzy.
Do incydentu doszło po zakończeniu rozprawy, w której reżyser Grzegorz Braun oskarża Wałęsę o naruszenie jego dóbr osobistych. Jego głównym bohaterem był właśnie prezes Fundacji im. Lecha Wałęsy. Gulczyński odepchnął jednego z dziennikarzy, który filmował rozprawę. Całe zajście zostało zarejestrowane.
"To spokojny człowiek"
Wałęsa zajścia nie widział, ale w winę swojego współpracownika nie wierzy. - To spokojny człowiek. A całość traktuję jako prowokację "tamtych ludzi" - mówił były prezydent podczas konferencji zorganizowanej z okazji 25. rocznicy przyznania mu Pokojowej Nagrody Nobla.
Były lider Solidarności nie sprecyzował, kogo dokładnie ma na myśli mówiąc o "tamtych ludziach". - Tam jest mnóstwo paranoików, którzy nakręcają takie sytuacje. Po nich można się tego spodziewać. Ja jestem osobą publiczną i mnie można robić zdjęcia. Ale ktoś inny, kiedy kamera wchodzi mu na nos, może chcieć ten nos oczyścić - tłumaczył dziennikarzom.
Głos zabrał też sam Gulczyński, ale ograniczył się tylko do lakonicznego stwierdzenia, że "nikogo nie uderzył, bo nie jest osobą agresywną". Na więcej pytań odpowiadać nie chciał.
Każdy chce przeprosin
Do zdarzenia doszło po rozprawie procesu, w którym Braun żąda od byłego lidera "Solidarności" przeprosin za sformułowania z książki "Moja III RP. Straciłem cierpliwość". Były prezydent pisze tam między innymi, że Braun jest "usłużnym dziennikarzem" i że działa "na zamówienie polityczne". Reżyser uważa, że to czyste insynuacje i negowanie jego niezależności.
Były prezydent odpowiedział pozwem wzajemnym przeciw Braunowi, od którego od także chce przeprosin. Punktem zapalnym jest film "Plusy dodatnie, plusy ujemne", który stawia tezę, że w latach 70. Wałęsa był agentem SB o pseudonimie "Bolek".
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. PAP