- Nie wierzę, że córka chciała popełnić samobójstwo - mówi specjalnym wywiadzie dla tvn24.pl mama Małgosi, dziewczyny która została odnaleziona w stanie krytycznym przy torach w okolicach Iławy. I oskarża policję, że natychmiast nie podjęto poszukiwań 17-letniej Małgosi.
- Media rozpisywały się o kłopotach Małgosi w szkole, o zawodzie miłosnym. Miała płakać w pociągu. Dopuszcza Pani możliwość, że córka usiłowała popełnić samobójstwo?
To wykluczone. Jestem przekonana, że był to nieszczęśliwy wypadek lub działanie osób trzecich. Wiedziałam o problemach córki w szkole, a o kłopotach z chłopakiem rozmawiałam z nią wiele razy. Pocieszałam i mówiliśmy sobie, że obie już niedługo przytulimy się do siebie i w domu będziemy mogły o tym porozmawiać. Miałyśmy z Gosieńką bardzo dobry kontakt. Bardzo często rozmawiałyśmy przez telefon, a także wysyłałyśmy do siebie SMS-y. Gosia miała do mnie wielkie zaufanie. Do tego stopnia, że mówiła mi o różnych problemach swoich kolegów i koleżanek ze szkoły. Zwierzała się i nigdy nie bała się naszej reakcji.
- Czy jednak zawód miłosny nie mógł być przyczyną targnięcia się na życie?
Gosia i jej były chłopak pozostali w przyjacielskich kontaktach. Świadczyć o tym może fakt, że w piątek pomagał on Gosi w pakowaniu się i odprowadził ją na dworzec. Za tydzień miał przyjechać do nas do domu. W feralny dla niej piątek pisała smsy ze swoim małym braciszkiem o tym, że bardzo się kochają. Do tej pory mam te wiadomości w komórce. Poza tym Gosia wiozła prezent dla brata na urodziny. To świadczy, że nie zamierzała targnąć się na swoje życie, a wręcz przeciwnie – planowała cała i zdrowa dojechać do domu.
- Czy coś Panią zaniepokoiło w piątkowej rozmowie z Gosią?
Nic. W piątek około godz. 19.30 kontaktowałam się z nią ostatni raz. Pytałam, gdzie jest. Odpowiedziała, w Toruniu. Rozmawiałyśmy przez dłuższą chwilę. Do zobaczenia w Ostródzie – powiedziała na koniec!
- Ktoś miał wyjść po nią na dworzec w Ostródzie?
Byłam na dworcu i czekałam. Był ze mną cały czas młodszy brat Gosi, który czekał na przyjazd ukochanej siostry.
- Gdy Gosia nie pojawiła się o umówionej godzinie od razu zawiadomiła Pani policję?
Nie. Zadzwoniłam najpierw do brata, mieszkającego w Olsztynie. Opowiedziałam mu o tym, że Gosia nie wysiadła z pociągu w Ostródzie, że nie odbiera telefonu. Poprosiłam brata by sprawdził czy nie ma jej na dworcu w Olsztynie. Pomyślałam, że zasnęła i pojechała dalej. Gdy mój brat dotarł na dworzec po 20 min od przybycia pociągu, nie znalazł tam siostrzenicy. Pociąg stał już na bocznicy. Pojechał do dziadków Gosi, by sprawdzić czy tam jej nie ma. Przejechał drogą, którą mogła iść. Wtedy dopiero pomyślałam, że nie ma na co czekać. Udałam się na komisariat policji w Ostródzie i zgłosiłam zaginięcie mojej nieletniej córki, a brat w tym samym czasie zgłosił jej zaginięcie na Komisariacie Policji w Olsztynie. Gdy brat zgłaszał zaginięcie został poinformowany telefonicznie przez policjanta z Ostródy, by nie dublować zgłoszenia na Olsztyńskiej Komendzie.
- Poszukiwania ruszyły pełną parą?
Nie. Mówię to z pełną odpowiedzialnością: zostałam odesłana z kwitkiem i kazano mi czekać do poniedziałku. Dlatego złożyłam skargę na policję w Komendzie Wojewódzkiej w Olsztynie. Gdy zgłosiłam w piątek zaginięcie córki w Ostródzie, zbyli mnie. Zgłoszenie co prawda przyjęli ale nic nie zrobili przez cały weekend. Od piątku do poniedziałku nikt nie kontaktował się z nami. Sami na własną rękę kontaktowaliśmy się z policją. W niedzielę pojechałam do Bydgoszczy. Na komendzie kolejny raz kazano czekać do poniedziałku rano, gdyż – jak usłyszałam - ta sekcja pracuje od poniedziałku rano. W poniedziałek rano gdy ponownie przyjechałam na komendę, zaczęto szukać - na moją wyraźną prośbę - zgłoszenia o zaginięciu.
- Szukała Pani Małgosi na własną rękę?
Poszukiwania rozpoczęliśmy od wykonania szeregu telefonów między innymi do przyjaciół Gosi i wychowawczyni. Umieściliśmy w internecie anonse o zaginięciu córki. We własnym zakresie zrobiliśmy plakaty. W sobotę rano moja mama z bratem pojechali na dworzec w Olsztynie (stacji docelowej pociągu, którym jechała Gosia-red.) by czegoś więcej dowiedzieć się od konduktora pociągu. Na miejscu okazało się, że na dworcu jest bagaż córki.
- Co w nim było?
Karta na obóz, podpisany przez Gosię zeszyt.
- Służby kolei powinny były zgłosić znalezienie bagażu na policję…
Nie zrobiły tego. Służby kolei nie wiedziały co zrobić z bagażem.
- Jak czuje się Gosia?
Jest w trakcie wybudzania ze śpiączki. Niestety stan się pogorszył. Ale Gosia jest pod opieką najlepszych specjalistów.
Rozmawiała Iga Piotrowska
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP