Sąd Okręgowy w Koszalinie przesłuchał metropolitę warszawskiego kard. Kazimierza Nycza w sprawie wytoczonej przez ofiarę księdza-pedofila. Zeznania złożył też inny były ordynariusz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej - abp. Marian Gołębiewski. Poszkodowany Marcin K. domaga się odszkodowania jednak nie tylko od duchownego, ale też od całej organizacji kościelnej. Jeśli wygra, może to wywołać lawinę kolejnych procesów.
Kardynał Nycz był biskupem koszalińsko-kołobrzeskim w latach 2004-2007, a abp. Marian Gołębiewski, arcybiskup senior archidiecezji wrocławskiej, kierował diecezją koszalińsko-kołobrzeską w latach 1996-2004. Do Sądu Okręgowego w Koszalinie jednak jechać nie musieli - przesłuchanie miało formę wideokonferencji.
Sąd chciał się dowiedzieć, czy w tych latach do kurii biskupiej docierały wiadomości o seksualnym wykorzystywaniu nieletnich przez księdza Zbigniewa R. z Kołobrzegu. Z zeznań złożonych na poprzedniej rozprawie przez jednego z kołobrzeskich dziennikarzy wynika, że w 2006 lub 2007 r. przekazał on informacje o molestowaniu pracującemu w kurii księdzu, który miał dostęp do biskupa. Danych kapłana dziennikarz nie ujawnił.
Hierarchowie zeznawali w sądzie w Warszawie, który w ramach wideokonferencji łączył się z sądem w Koszalinie.
Kardynał Nycz powiedział, że o molestowaniu dowiedział się dopiero w 2009 roku, gdy sprawa trafiła do sądu. W tym czasie od dwóch lat nie pełnił już funkcji biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego. Nycz dodał, że wiedział natomiast, że proboszcz Zbigniew R. ma skłonności homoseksualne, ale, jak mówił na sali, jako przełożony duchownych reaguje dopiero, gdy ma pewność, że te skłonności są przez nich realizowane.
Gdy skończył zeznawać, zaznaczył, że nie będzie komentować sprawy aż do zakończenia procesu. - Po to, żeby nie stwarzać procesu "korytarzowego" - dodał.
Z kolei abp Gołębiewski przekonywał, że nie wiedział o skłonnościach pedofilskich Zbigniewa R. O skłonnościach homoseksualnych dowiedział się - jak powiedział - "najprawdopodobniej od księży".
Zbigniew R., były już duchowny - w czerwcu br. wydalono go ze stanu kapłańskiego - został w 2012 r. skazany na dwa lata bezwzględnego więzienia za molestowanie dwóch nieletnich. Czynów tych dopuścił się w latach 1999-2001.
Nie chcieli ugody
W 2013 r. Marcin K., jeden z pokrzywdzonych przez kapłana uznał, że winien doznanych przez niego ze strony R. krzywd jest nie tylko skazany ksiądz, ale również diecezja koszalińsko-kołobrzeska oraz parafia pw. św. Wojciecha w Kołobrzegu, której Zbigniew R. był proboszczem w latach 1998-2008. Mężczyzna, wspomagany pro bono przez Helsińską Fundację Praw Człowieka (HFPC), wezwał więc diecezję, parafię i księdza R. do sądowej ugody w kwestii zadośćuczynienia za doznane krzywdy.
Próba jej zawarcia odbyła się na początku października 2013 r. przed koszalińskim sądem. Propozycja Marcina K. - 200 tys. zł. zadośćuczynienia i przeprosiny na łamach "Newsweeka", "Polityki" i "Gazety Wyborczej" - została odrzucona przez prawników strony kościelnej i Zbigniewa R.
Marcin K. zdecydował się wówczas na wytoczenie cywilnego procesu o zadośćuczynienie.
"Brak podstaw do przenoszenia odpowiedzialności na diecezję i parafię"
W lutym 2014 r. do koszalińskiego sądu wysłano pozew sporządzony przez prawnika wynajętego przez HFPC. W czerwcu ruszył proces. Roszczenia Marcina K. są takie same, jak podczas próby zawarcia ugody.
Pozew został oparty na artykułach 23, 24, 416 i 430 Kodeksu cywilnego. Dwa pierwsze przepisy mówią o ochronie dóbr osobistych. Dwa kolejne dotyczą obowiązku naprawienia szkody przez osobę prawną - w tym przypadku diecezję i parafię - wyrządzoną z winy jej organu oraz odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez podlegającego kierownictwu przy wykonywaniu powierzonej czynności.
Pełnomocnicy diecezji i parafii na pierwszej rozprawie zakwestionowali zasadność powództwa w całości. Jak mówił dziennikarzom mec. Krzysztof Wyrwa, "na gruncie obowiązującego prawa brak jest jakichkolwiek podstaw do przenoszenia na diecezję i parafię odpowiedzialności za czyn, którego dopuściła się inna osoba".
Mężczyzna domaga się 200 tys. złotych odszkodowania. Pełnomocnik Zbigniewa R. zgodził się na zaledwie 2 tys. zł, gdyż - jak argumentował - tylko na takie zadośćuczynienie stać jego klienta, obywającego od listopada 2013 r. karę dwóch lat więzienia.
Autor: eos/kka / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP