Ma 75 lat, ale świetnie się trzyma i jest na wydaniu - kolejka na Kasprowy Wierch, którą PKP postanowiło sprywatyzować wraz z kilkoma innymi wchodzącymi w skład spółki Polskie Koleje Linowe. Chętni do jej kupienia są podobno Słowacy, ale górale takiego wariantu sobie nie wyobrażają. Dlatego burmistrz Zakopanego chce wypuścić obligacje, które - ma nadzieję - kupiliby jego sąsiedzi i samorządowcy, w ten sposób zyskując kontrolę nad wiszącymi wagonikami.
Podhale głowi się, jak uratować kolejkę na Kasprowy przed oddaniem w obce ręce, bo PKP nie ma sentymentów. - My nie jesteśmy od działalności turystycznej - mówi prezes zarządu PKP S.A., Maria Wasiak, tłumacząc stanowisko spółki, która PKL chce jak najszybciej sprzedać.
Ale górale do kolejek klinowych mają zupełnie inne podejście. - Beton, cement, deski, wszystko na plecach się nosiło - wspominają z sentymentem. Kolejkę na Kasprowy własnymi rękami zbudowali w pół roku.
Walka o wspólne dobro
W takim klimacie decyduje się więc przyszłość zabytku, wciąż będącego w dobrym stanie, dofinansowanego i - co ważne - przynoszącego zyski. Dlatego o to, co może wyniknąć z prywatyzacji martwią się wszyscy. Turyści nie wiedzą czego się spodziewać, górale boją się o swoje interesy, a ekolodzy o to, czy nowy inwestor zadba o środowisko.
Dlatego burmistrz Zakopanego, janusz Majcher zdecydował, że napisze do wszystkich samorządów, na których terenie działają PKL i zaproponuje im wypuszczenie i wykupienie obligacji kolei. Co więcej, wygląda też na to, że "za przystępną cenę" mogą pomóc i sami mieszkańcy.
Tym sposobem stara firma pozostałaby własnością tych, którym sprawia najwięcej przyjemności i pożytku.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN