Janusz Palikot biednieje - tak przynajmniej sam twierdzi. - Mój majątek szacowany jest dziś na około 20 milionów złotych. Staję się coraz bardziej ubogim człowiekiem - mówił w "Faktach po Faktach". Dlaczego zatem poseł żąda od "Dziennika" astronomicznego odszkodowania? - Bo kłamstw nie można rzucać bezkarnie - tłumaczy.
Poseł odpierał w "Faktach po Faktach" kolejne zarzuty mediów o jego tajemnicze powiązania finansowe. Palikot bronił się w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak. - Jacek Chwedoruk (dyrektor zarządzający banku inwestycyjnego Rotschild Polska - red.) cytowany przez "Dziennik" przekazał mi dziś pismo, w którym poinformował, że wszystkie jego wypowiedzi zamieszczone w gazecie są całkowicie zmyślone i zapowiedział podjęcie odpowiednich kroków prawnych - mówił Palikot.
Według posła ma być to dowód na nierzetelność dziennikarzy gazety. - Tu nie chodziło o wyjaśnienie, czy ja postępuję etycznie czy nie, tylko o brutalny atak na mnie. (...) Znalazłem w takiej sytuacji, w której pozbawiono mnie w "Dzienniku" szansy wyjaśnień. Dziennikarze mają prawo formułować zarzuty, ale nieprawdziwe oskarżenia nie - argumentował.
Poseł podkreślał, że płonna jest jednak nadzieja tych, którzy "cieszyli się, że złożą go do trumny". - Prawdziwy triumf nadejdzie za kilka miesięcy - wieszczy Palikot.
10 milionów. Dużo? W sam raz
Triumfem tym ma być wygrana sprawa przeciwko "Dziennikowi". Polityk zapowiedział, że będzie się domagał od gazety 10 milionów złotych odszkodowania. Na tyle wycenił swój wizerunek. - Zbadałem wstępnie jakie honorarium mógłbym uzyskać za zgodę na wykorzystanie tego wizerunku. Jestem w stanie uzyskać 10 milionów - powtarzał uparcie poseł.
Wcześniej o sumie, jakiej będzie się domagał od "Dziennika" mówił na konferencji w Sejmie. - Zwróciłem się do kilku firm z pytaniem za jaką sumę byłyby skłonne wynająć mnie do reklamy Pepsi-Coli, jakiegoś piwa, czy szamponu. (...) Oświadczam także, że od tej chwili każdego, kto powtórzy informacje jakobym posiadał firmę w "raju podatkowym", pozwę do sądu o podobną sumę odszkodowania - mówił wtedy Palikot.
W "Faktach po Faktach" były szef sejmowej komisji "Przyjazne Państwo" podkreślił, że nie chodzi mu wcale by zarobić na zarzutach "Dziennika". - W 2005 roku jako pierwszy polityk zacząłem sprzedawać swoje firmy. Dzisiaj jestem na końcu tej drogi. Mam nadzieję, że w ciągu roku nie będę posiadał juz żadnych aktywów - podkreślał. I dodawał: - Odliczając długi mój majątek to dzisiaj około 20 milionów złotych. Od czterech lat nie prowadzę działalności biznesowej. Staję się coraz bardziej ubogim człowiekiem i chciałbym umrzeć jako człowiek, który nie jest bogaty.
Pokazał dokumenty. Wszystkie?
Palikot, jeszcze w Sejmie, powtarzał, że nie ujawni wszystkich dokumentów, dotyczących jego finansów, bo "nie chce ułatwiać obrony tym, których za chwilę pozwie do sądu". Poseł nazwał jednak "kuriozalnymi" zapewnienia dziennikarzy śledczych "Dziennika", że dotarli do wszystkich dokumentów z transakcji kupna-sprzedaży akcji spółki Jabłonna, której właścicielem był Palikot. - Tego jest pięć segregatorów - zaznaczał poseł Platformy.
"Dziennik" czeka na rozprawę. - Przed sądem poseł Platformy Obywatelskiej nie będzie mógł ukrywać skąd płyną i od kogo pochodzą tajemnicze pożyczki. (...) Palikot zamiast mówić o konkretach, nazywa nas "medialnymi mordercami" i ludźmi ukrywającymi się pod pseudonimem dziennikarzy. Grozi prokuraturą i sądem. To PR-owski trik, który ma uwiarygodnić posła przed premierem Donaldem Tuskiem i odwlec sprawę - napisali na portalu dziennik.pl Michał Majewski i Wojciech Cieśla.
Dziennikarze podkreślają, że Palikot cały czas stosuje taktykę "owijania w bawałnę". - Palikot w weekend przyparty do muru tłumaczy, że pożyczki zagwarantował sobie przy sprzedawaniu własnych firm. Podaje przykład konkretnej transakcji. My, na podstawie jawnych źródeł, sprawdziliśmy umowę tej właśnie sprzedaży. Nie ma w niej mowy o gwarantowaniu jakichkolwiek pożyczek. Co na to Palikot? Jak zwykle, na okrągło i bez konkretów: "Nie zapoznali się, albo nie przedstawili pełnej swojej wiedzy na temat tej umowy" - napisali redaktorzy.
Schetyna murem za Palikotem
W obronie swojego kolegi stoją posłowie Platformy. Nawet Grzegorz Schetyna, z którym Palikot kilka razy wchodził w konfilkty, przekonuje, że ostatnie zarzuty pod adresem byłego szefa komisji "Przyjazne Państwo" mają związek z kampanią wyborczą. - Jest postępowanie prokuratorskie i ono musi zostać zakończone, wyjaśnione, a decyzja - podjęta przez prokuratora, i także przez Platformę Obywatelską. (...) Dzisiaj temat "Janusz Palikot" równa się kampania wyborcza" - ocenia szef MSWiA.
Tego samego zdania jest sekretarz stanu w kancelarii premiera Rafał Grupiński. - To jest kampania. Tak samo jak wiemy dlaczego prezydent w tej chwili nagle zainteresował się kryzysem gospodarczym czy też dziurą budżetową. Ataki na Palikota mają na celu zniechęcenie wyborców do PO - przekonuje.
Źródło: "Dziennik", TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24