Były policjant z Centralnego Biura Śledczego, Piotr Wróbel, który zwerbował do współpracy Jarosława S. ps. Masa, ujawnił "Super Expressowi" kulisy walki z mafią i historię pozyskania do współpracy najsławniejszego ze świadków koronnych.
- On chyba na to czekał. Miał już powoli wszystkiego dosyć. Chciał robić legalne interesy. Żona nie tolerowała jego gangsterskich wyczynów. „Masa” powoli dorastał do decyzji. Któregoś dnia się spotkaliśmy. Wtedy trwała w Warszawie prawdziwa wojna między „Pruszkowem” i „Wołominem”. Wybuchały bomby, płonęły lokale.
- Nic na niego nie miałem. Blefowałem. Widziałem tylko, że on się boi. W końcu wykrztusił, że właściwie może mi pomóc w wyjaśnieniu wybuchów. Pomógł nam rozwikłać kulisy wielu napadów i zabójstw. Zaczął mi dawać informacje o „Pruszkowie”.
- Kiedyś stracił czujność i w knajpie na Woli zobaczyli nas razem ludzie z gangu. Wtedy właśnie powstała legenda, że jestem jego „psem”, że on mnie kupił.
- Zagrożenie rosło. Kiedyś podłożyli mu bombę, ale ją zauważył. Później w pobliżu jego domu wybuchł samochód pułapka. „Masa” ocalał tylko dlatego, że tamtego dnia kierowca nie zaparkował jak zwykle pod wejściem, bo dojazd był oblodzony. Zabrał reklamówki z zakupami i szedł do domu, gdy nastąpił przedwczesny wybuch. Kiedy opadł dym, osmolony „Masa” stał przerażony z uchwytami reklamówek, które pozostały w jego dłoniach.
Źródło: "Super Express"