Nie pamiętam, ile było części komedii "Taxi" Bessona, ale chyba cztery. W piątek o świcie w Brukseli dokręcali chyba część piątą i to z moim bezwiednym udziałem.
Jechał ktoś z Państwa regularną taksówką 200 kilometrów na godzinę? Dwie paczki? Co? No może ktoś jechał, ale nie zdarza się to co dzień. Jak zagrać w ulicznej kontynuacji "Taxi"? To bardzo proste. Śpimy w hotelu w centrum Brukseli, o piątej piętnaście rano dzwonimy na recepcję i prosimy o taksówkę. Zapytają, za ile ma podjechać. Przyzwyczajeni do polskich standardów rzucamy spokojnym głosem: "No nie wiem - za kwadrans?" I tu na chwilę zapada krępująca cisza, po czym wyraźnie przejęty głos odpowiada: "zrobię co się da". Chyba się da, bo zaraz oddzwania: "taksówka będzie za 20 minut". Poczekamy, nie spieszymy się. Samolot mamy dopiero o 7.50, no ale na lotnisko jest kawałek. I tu w naszym filmie następuje przerwa na reklamę, którą wykorzystujemy aby zejść już na dół. Przejęty recepcjonista przekonuje, że taksówka już pędzi. I rzeczywiście, wnet podjeżdża. Czarny mercedes bez koguta. Spokojnie, to stolica Europy a nie Grozny, i nikomu nic nie grozny. Wyskakuje przejęty kierowca i wyjaśnia, że w tym pędzie zapomniał założyć koguta na dach. Jasne, mister, spokojnie, już jedziemy. Nadal nie wiem tylko, dlaczego wszyscy tacy zdenerwowani? Kierowca rusza z kopyta, robi oberka na czerwonym, tnie pod prąd, wyprzedza zamkniętym pasem w tunelu i zasuwa 110 na godzinę po centrum. O świcie pustym - co prawda - ale centrum. A potem wypada na autostradę. 170, 180, 190, jest! Dwie paki! Fiu - fiu - fiu - czuję się jak zbędne obciążenie bolida Kubicy. Uwagi zwrócić mu przecież nie zwrócę, bo jeszcze taki wariat każe w trybie natychmiastowym opuścić pojazd, a to w obecnej sytuacji mogłoby się nienajlepiej (choć szybko) skończyć. Obserwuję więc zastygły w niemym przerażeniu, jak śmiałym manewrem kierowca w ostatniej chwili wbija się przed barierką na zjazd na lotnisko, jeszcze tylko pojedziemy prosto pasem do skrętu i już zajeżdżamy pod terminal. - Słyszałem, że się panowie spieszą na samolot? - A ja słyszałem, że jest pan najszybszy w Brukseli? - Nie, tak się tylko starałem, bo w hotelu powiedzieli, że mają bardzo spieszących się gości, którzy muszą mieć za kwadrans taksówkę. Jaka z tego nauczka? W Brukseli, moi mili - choć to stolica Europy - czas płynie zdecydowanie wolniej niż w Warszawie. Warto o tym pamiętać, bo nagle może zdecydowanie przyspieszyć.