Prezes koszalińskiej spółdzielni „Przylesie” koresponduje z nieboszczykiem, choć doskonale wie, że lokator od dawna nie żyje. Próbuje też wyrzucić z mieszkania rodzinę zmarłego, mimo że ta nie zalega z opłatami! - pisze "Głos Koszaliński".
Franciszek Hoffer mieszkał przy ulicy Szenwalda. Zmarł w 2002 roku. Od tej chwili jego konkubina Maria Potocka oraz ich syn Robert otrzymują korespondencję ze spółdzielni zaadresowaną na zmarłego. Franciszek Hoffer wiedzie pośmiertne życie lokatora, a spółdzielnia – chociaż wie, że ten nie żyje – wysyła mu rachunki i zawiadomienia. W jego imieniu odpowiada przerażona rodzina. W ten sposób pan Franciszek za wszystko „płaci” w terminie i „wykupił” nawet – dwa lata po swojej śmierci – spółdzielczy grunt! W absurdalność tej sytuacji normalnym ludziom trudno uwierzyć. W spółdzielni jednak jakoś nikogo to nie dziwi - podkreśla "GK". Jak doszło do tej absurdalnej sytuacji? Kilka miesięcy po śmierci ojca, 12-letni Robert Hoffer, decyzją sądu, stał się jego spadkobiercą. Matka, Maria Potocka, w imieniu syna, zwróciła się do spółdzielni, aby ta przepisała lokatorskie prawa na Roberta. „Przylesie” odmówiło tłumacząc, że zmarły mężczyzna w 1984 rozwiódł się z pierwszą żoną i aby syn mógł stać się lokatorem, musi najpierw dokonać z nią podziału majątku. – No ale gdzie ja miałam, po dwudziestu latach, szukać obcej kobiety? Byłam bezradna – wspomina pani Maria. Wtedy zaczęła przychodzić z „Przylesia” korespondencja do nieboszczyka. Kobieta ze strachu przed spółdzielnią zaczęła płacić w imieniu zmarłego konkubenta rachunki. – Płacimy my, choć formalnie robi to nieboszczyk. Wiemy, że to nienormalne, ale co robić? – mówi.
Źródło: Głos Koszaliński