Może od zdań, które powracają jak przypływ. "Ostatnio wiele rozmyślałem o wiecznym dniu północnego lata. Siedzę tu i myślę o tamtym lecie i o chacie, w której mieszkałem, o lesie zaraz za nią, i pozwalam sobie zapisywać to i owo, trochę dla zabicia czasu, a trochę też i dla przyjemności".
Knut Hamsun, w przekładzie Anny Marcinkówny; dzięki jego "Panu" i tym co przeczytałem potem, stał się Panem przewodnikiem. Rzadko się to tego przyznaję. Prawdziwe szczęście spotkać w normalnym świecie żyjącego poetę. Ten zjawił się z nocą, w strefie wolnego czasu. Jest takie miejsce w Toruniu; nie trzeba być wtajemniczonym, aby je znać. Poeta z Paryża, tak się o nim mówią u nas. Nie wiem kiedy i jak, ale zaczęliśmy się spierać. Za barem, na półkach z alkoholami, stały tomiki jego wierszy. Jakby się tego wstydził. Tęsknił za Paryżem, ale nie potrafił tam wrócić. "Nie mogę tam myśleć w moim języku". Sądzę, że nie potrafił, nawet tu. Radziłem, żeby wsiadł na statek (znowu Hamsun). A resztę niech dopisze los, nawet jeśli miałby z niego zakpić. Może się mądrzyłem, ale jednocześnie zazdrościłem. Rozdarcia? Za tydzień nie będę już szukał wiosny. Tak, jak grożą, jest w wyraźnym odwrocie. Znajdę śnieg. W Ułan Bator jest go w nadmiarze. Historia o rodzinie, rozdartych ludziach, z których zakpił los, ciągnie mnie aż tam. Dziękuję Leszkowi Trzcińskiemu, że chce to pokazać. To już ostatnie chwile przed wyjazdem do Mongolii. Mam nadzieję, że i tam spotkam Poetę. W końcu mylą drogi po nocach. Boją się granic. Ale do tej rozmowy będę już lepiej przygotowany.