Radny Prawa i Sprawiedliwości ma stracić mandat. Dlaczego? Bo uprawia ziemię, która według władz miasta należy do gminy. – Już wcześniej zakazaliśmy mu tego, ale on swoje – mówią urzędnicy w Koluszkach (woj. łódzkie). Wezwany do tablicy samorządowiec przekonuje, że ziemia jest jego, chociaż nigdy jej nie kupił. Powołuje się przy tym na przepisy o zasiedzeniu.
Ulica Okrzei w Koluszkach jest gruntowa. Po jednej strony są domy jednorodzinne, po drugiej rżysko po pszenicy, a na niej co kilka metrów stoją bele słomy.
- Tam, gdzie ciągnie się rżysko, są dwie działki należące do gminy. Numer 81 i 82. Obowiązuje tutaj plan zagospodarowania przestrzennego wskazujący, że to grunt pod zabudowę. Jest w granicach miasta, dlatego jest taki cenny - mówi w rozmowie z tvn24.pl Mateusz Karwowski, dyrektor Wydziału Inwestycji i Rozwoju Gospodarczego w koluszkowskim magistracie.
Według gminnych wyliczeń, to łącznie pół hektara, warte pół miliona złotych. To wartość sporu pomiędzy miastem, a Marcinem Szadkowskim, radnym miejskim z ramienia Prawa i Sprawiedliwości.
Urzędnicy twierdzą, że samorządowiec bezprawnie uprawia miejską ziemię. I ma z tego bardzo realne korzyści.
- Występował o dotację z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Dowiedzieliśmy się o wszystkim, kiedy chciał, żeby miasto wyliczyło straty na tej działce z powodu suszy - opowiada Karwowski.
Radny Szadkowski wiedział, że gmina uważa działkę za swoją, bo rozmawiał o tym z przedstawicielami magistratu dwa lata wcześniej.
- Urzędnicy pytali go wtedy, czy i dlaczego uprawia gminną ziemię. Rozmowa była protokołowana. Potem pan Szadkowski dostał jasną informację, że nie ma prawa dłużej tego robić. A on to wtedy przyjął do wiadomości - mówi Mateusz Karnowski.
Ale przy Okrzei w tym roku znowu pojawiło się zboże. Radny Prawa i Sprawiedliwości (mandat dostał w czasie ostatnich wyborów samorządowych) otwarcie przyznaje, że faktycznie to on uprawia ziemię. Bo - jak twierdzi - grunt jest jego własnością, chociaż na razie nie ma na to żadnych dokumentów. Według niego, stał się właścicielem poprzez zasiedzenie.
- Ta ziemia jest we władaniu mojej rodziny od ponad 30 lat - zaznacza samorządowiec.
Kto ma rację? To będzie rozstrzygał sąd, bo obie strony twardo stoją przy swoim.
NARRACJA MIASTA
Sprawa (nie)załatwiona
Władze Koluszek (w radzie większość mają samorządowcy z lokalnej listy "Razem dla Gminy") są pewne, że ziemia jest gminna i mają na to dokumenty.
- W 2005 roku wojewoda łódzki decyzją komunalizacyjną stwierdził, że te działki należą do gminy. Ta decyzja jest prawomocna i obowiązuje od czternastu lat. To jedyne dokumenty w księgach wieczystych tej ziemi - podkreśla Mateusz Karwowski.
Nasz rozmówca zaznacza, że obecny radny PiS do niedawna nie kwestionował tego, czyja jest ziemia przy Okrzei. Na dowód powołuje się na protokół z 2017 roku. Wtedy Marcin Szadkowski miał tłumaczyć urzędnikom, że w 2001 roku - już po śmierci ojca - dostał zgodę na użytkowanie nieruchomości "do momentu upomnienia się o ww. nieruchomość przez Gminę Koluszki".
Szadkowski pamiętał, że zgoda była udzielona ustnie, ale nie wskazał przez kogo.
Dwa lata temu - jak wynika z dokumentu - Szadkowski zaproponował miastu, że będzie nadal bezpłatnie dzierżawił grunt. A jeśli miasto by na to się nie zgodziło, to wnioskował o "utrzymanie nieruchomości w dobrej kulturze rolnej", czyli bez chwastów. Zależało mu na tym, bo od lat dzierżawi działkę sąsiednią.
- Obecny radny PiS pytał nas wtedy, czy może dalej użytkować grunt. Dostał odpowiedź, że tylko wtedy, jeżeli podpisze odpłatną umowę dzierżawy z gminą. Nie zdecydował się na to, więc sprawa z naszej perspektywy była zakończona - tłumaczy Mateusz Karwowski, dyrektor Wydziału Inwestycji i Rozwoju Gospodarczego w koluszkowskim magistracie.
Kto tam sieje?
Temat ziemi przy ulicy Okrzei wrócił w tym roku. Całkiem przypadkowo.
- Robiliśmy dokumentację zdjęciową okolicy, bo w pobliżu Okrzei ma powstać tunel kolejowy. Na zdjęciach zauważyliśmy, że naszą działkę znowu ktoś uprawia - mówi Mateusz Karwowski.
Urzędnicy od razu pomyśleli o Marcinie Szadkowskim.
- Pytaliśmy go, czy znowu nie uprawia nieswojej ziemi. Dwukrotnie zignorował nasze pytania - tłumaczy nasz rozmówca.
Miasto próbowało więc namierzyć bezprawnego użytkownika gruntu. Wystąpiło do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. To też była ślepa uliczka.
- Dostaliśmy odpowiedź, że nie zostaniemy o tym poinformowani, bo jest ochrona danych osobowych. Mam nadzieję, że za tą narracją nie stoi fakt, że szefem ARIMR w Koluszkach jest radny powiatowy PiS, czyli kolega partyjny pana Szadkowskiego - mówi dyrektor Wydziału Inwestycji i Rozwoju Gospodarczego.
Wątpliwości co do użytkownika gruntów skończyły się w 11 lipca. Wtedy to do magistratu wpłynęło pismo od radnego Marcina Szadkowskiego, w którym wnosił on o oszacowanie strat na jego polach z powodu suszy. Wśród wymienionych gruntów wskazał m.in. sporne działki przy ulicy Okrzei.
Sprawa - zdaniem urzędników - była tyleż jasna, co poważna. I to z trzech powodów.
Po pierwsze, radnemu nie wolno uprawiać gruntów gminnych.
Po drugie, nie wolno czerpać korzyści z gminnej ziemi bez żadnej umowy.
Po trzecie, nie wolno zaświadczać nieprawdy w dokumentach o dotację do ziemi.
Komisja regulaminowo-statutowa rady miejskiej zażądała wyjaśnień od Marcina Szadkowskiego.
- Zapraszaliśmy go wielokrotnie. Chcieliśmy poznać jego spojrzenie. Niestety, pan Marcin nas zignorował - mówi Ewelina Przygodzka, przewodnicząca komisji.
Na ostatniej sesji rady miasta pod głosowanie został przedstawiony wniosek o wygaszenie mandatu radnego. Wtedy na temat ziemi wreszcie publicznie wypowiedział się Marcin Szadkowski.
NARRACJA RADNEGO
Ojcowizna
Art. 172. §1. Posiadacz nieruchomości nie będący jej właścicielem nabywa własność, jeżeli posiada nieruchomość nieprzerwanie od lat dwudziestu jako posiadacz samoistny, chyba że uzyskał posiadanie w złej wierze (zasiedzenie). § 2. Po upływie lat trzydziestu posiadacz nieruchomości nabywa jej własność, choćby uzyskał posiadanie w złej wierze. § 3. Nabyć nieruchomość rolną w rozumieniu przepisów ustawy, o której mowa w art. 166 § 3, przez zasiedzenie może jedynie rolnik indywidualny w rozumieniu przepisów tej ustawy, jeżeli – ustalona zgodnie z przepisami art. 5 ust. 2 i 3 tej ustawy – powierzchnia nabywanej nieruchomości rolnej wraz z nieruchomościami rolnymi stanowiącymi jego własność nie przekroczy 300 ha użytków rolnych. Kodeks cywilny
Radny Prawa i Sprawiedliwości w swoim krótkim wystąpieniu podkreślił, że nie ma podstaw do wygaszenia mu mandatu, bo - wbrew temu co mu się zarzuca - nie uprawia gminnej ziemi.
- Te grunty są moją własnością - powiedział.
Dodał, że ziemia przy ulicy Okrzei jest w "posiadaniu i władaniu" jego rodziny od 30 lat. A w związku z tym stał się on właścicielem poprzez zasiedzenie.
Pytany przez innych radnych o dokumenty potwierdzające własność, stwierdził, że takowych nie potrzebuje.
- To wszystko jest w przepisach. Decyzja sądu w tym zakresie będzie miała charakter deklaratoryjny - mówił.
- Niech pan nas przekona, że tych gruntów nie używa pan bezprawnie - wnosiła radna Maria Markowska - Kurc z "Razem dla Gminy".
- Jeszcze raz podkreślam. Ten grunt jest moją własnością i nic więcej w tej sprawie nie mam do powiedzenia - odparł samorządowiec PiS.
"Decyzja polityczna"
Mateusz Karwowski, dyrektor Wydziału Inwestycji i Rozwoju Gospodarczego w koluszkowskim magistracie wtedy zapowiedział, że o próbie nielegalnego przejęcia gruntu przez radnego PiS poinformuje prokuraturę.
Głosowanie nad wygaszeniem jego mandatu przebiegło dla niego niepomyślnie - za przedterminowym końcem jego kadencji zagłosowało 13 radnych. Koledzy z Prawa i Sprawiedliwości nie głosowali. Marcin Szadkowski zapowiedział, że odwoła się od tej decyzji do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Po sesji radny powiedział w rozmowie z tvn24.pl, że ziemia przy Okrzei była uprawiana przez jego ojca od lat 80. Tym samym, kiedy wojewoda stwierdzał, że działki są własnością gminy należała już ona do niego.
- Ta sprawa zostanie wyjaśniona przed sądem. To, co się wydarzyło jest niczym więcej jak polityczną próbą usunięcia niewygodnego radnego. Ale do wygaszenia mojego mandatu jeszcze długa droga. Udowodnię, że mam rację - zapowiada Szadkowski.
Od lat
Mieszkańcy ulicy Okrzei przyznają, że grunty faktycznie od dawna są uprawiane przez Marcina Szadkowskiego. A wcześniej pracował tu jego ojciec.
- Trudno powiedzieć, od kiedy to się działo. Wiedziałam, że to tereny gminne, ale nigdy nie pytałam o to, na jakiej podstawie oni użytkują te pola - mówi nam jedna z sąsiadek.
Dodaje, że w ostatnim czasie przy Okrzei działy się dziwne rzeczy. Twierdzi, że ziemia była uprawiana po nocach.
- Nawet kombajn w nocy przyjechał. Nie wnikam, czemu tak się działo, ale zazwyczaj zboże młóci się w dzień - wzrusza ramionami kobieta.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź