Eurokorpus nie należy do najlepiej znanych instytucji europejskich. Co więcej, istnieje głównie na papierze. Co więc oznacza decyzja MON o rezygnacji z większego zaangażowania się w tą organizację? Z punktu widzenia militarnego - niewiele. Jest to jednak sygnał polityczny pod adresem Francji i Niemiec, niezależnie od tego, czy jego wysłanie było zamiarem MON. Jest też nie po drodze z niedawnymi deklaracjami prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który sugerował wzmocnienie europejskich sił obronnych.
Zamieszanie wokół polskiego udziału w Eurokorpusie zaczęło się we wtorek, kiedy w mediach pojawiły się informacje, iż decyzją Antoniego Macierewicza Polska się z niego "wycofuje". Teraz wiadomo już, że nie była to precyzyjna informacja. Jak wynika z oświadczeń samego Eurokorpusu i MON, Polska rezygnuje z większego zaangażowania się w organizację, ale nie wycofuje się z niej kompletnie.
Krok wstecz
Kluczową kwestią pozwalającą zrozumieć co się stało jest podział członków Eurokorpusu na dwie grupy: państwa ramowe i państwa stowarzyszone. Te pierwsze są rdzeniem całej organizacji. Pierwotnie były to Francja i Niemcy, główni założyciele Eurokorpusu w 1992 roku. Później dołączyła Belgia, Hiszpania i Luksemburg. Państwa stowarzyszone mają niższą rangę, bliższą obserwatorom. To obecnie Polska, Grecja, Turcja, Rumunia i Włochy. Polska przystąpiła do Eurokorpusu w 2002 roku jako państwo stowarzyszone. Sześć lat później rząd PO postanowił ubiegać się o bycie państwem ramowym. Eurokorpus i szerzej Unia Europejska miały być drugim filarem bezpieczeństwa Polski uzupełniającym NATO. W 2010 roku nasz wniosek zaakceptowano, wobec czego polskie wojsko zaczęło zwiększać swoje zaangażowanie, aby w 2016 roku zostać pełnoprawnym członkiem ramowym. Oznaczało to głównie wysłanie 120 oficerów do dowództwa Eurokorpusu w Strasburgu i przekazanie do niego między innymi samochodów wartych 21 milionów złotych. Teraz rząd PiS postanowił cofnąć się o krok i rezygnuje z owego większego zaangażowania. Jak zapewnia MON, nie będzie żadnych gwałtownych ruchów. 120 oficerów już służących w Strasburgu ma tam pozostać do końca kontraktów. Cały proces redukcji ma trwać według MON do 2021 roku. Rzecznik Eurokorpusu twierdzi natomiast w rozmowie z TVN24, że kontrakty oficerów kończą się w 2019 roku. Później w dowództwie organizacji najprawdopodobniej zostanie kilku Polaków, którzy będą obserwować jego działania i zapewniać przepływ informacji na linii Warszawa - Strasburg. Nie będą mieli wpływu na jakiekolwiek istotne decyzje. Na takiej zasadzie funkcjonują pozostałe państwa stowarzyszone, czyli Grecja, Turcja, Rumunia i Włochy, które mają po kilku żołnierzy przy Eurokorpusie.
Ramy bez specjalnej treści
Cała organizacja jest bowiem w znacznej mierze wydmuszką. Na papierze może dysponować siłami sięgającymi 65 tysięcy żołnierzy. Jednak w praktyce jedynym oddziałem będącym na stałe pod kontrolą Eurokorpusu jest francusko-niemiecka brygada licząca około pięciu tysięcy ludzi. 65 tysięcy żołnierzy to teoretyczna liczba, którą organizacja mogłaby dowodzić, gdyby państwa ramowe zdecydowały się jej oddać swoich żołnierzy pod kontrolę. Francja, Hiszpania i Niemcy zadeklarowały, że potencjalnie mogą przekazać pod dowodzenie Eurokorpusu po dywizji (po kilkanaście tysięcy ludzi), Belgia brygadę (kilka tysięcy) a Luksemburg batalion (kilkuset). Polska miała wstępnie zadeklarować brygadę. Na stałe Eurokorpus to głównie struktura sztabowa licząca około tysiąca ludzi i wspomniana francusko-niemiecka brygada.
Eurokorpus nie powstał jako część NATO czy UE. Funkcjonuje obok, choć blisko współpracuje. Nie ma być odpowiednikiem NATO, ale czymś o niższej randze - próbą stworzenia dużego międzynarodowego oddziału złożonego z mniejszych jednostek państw europejskich. Stad nazwa Eurokorpus - korpus to w nomenklaturze wojsk NATO największa jednostka organizacyjna skupiająca szereg dywizji. Rozbudowany sztab i setki doświadczonych oficerów są czasem wykorzystywane przez NATO. Eurokorpus, a raczej część jego dowództwa, zarządzał już siłami Sojuszu w Afganistanie i Kosowie. Wsparto też niemiecki kontyngent w Mali przy pomocy 57 oficerów. Eurokorpus jest również certyfikowany do bycia siłą odpowiedzi NATO. Czyli co jakiś czas pełni dyżur i w wypadku kryzysu może być wezwany do zorganizowania się w realną siłę bojową pod sztandarami Sojuszu w ciągu miesiąca. Następny raz planuje się użycie Eurokorpusu do takiego zadania w 2020 roku, kiedy Polska będzie odpowiadać za tzw. Szpicę NATO. Sztab organizacji ma pomóc polskiemu wojsku w tym zadaniu. Z tego właśnie powodu, jak deklaruje MON, ograniczenie zaangażowania Polski w Eurokorpus będzie rozłożone w czasie.
Wymowny gest
Rezygnacja z silniejszego zaangażowania się w Eurokorpus nie zmieni więc bezpośrednio sytuacji bezpieczeństwa Polski. Fundamentem pozostaje NATO, przy czym po 2014 roku na Sojusz stawiamy jeszcze mocniej niż wcześniej. Podczas gdy Eurokorpus w ostatnich latach się nie rozwijał (dobrze pokazuje to jego strona internetowa, gdzie ostatni komunikat prasowy pochodzi z 2015 roku), to NATO zaczęło gwałtownie rozbudowywać swoją obecność na terenie Polski.
Sami wojskowi mieli poczucie, że to niepotrzebne mnożenie bytów i lepiej skoncentrować siły na realnie wpływającym na bezpieczeństwo Polski Sojuszu. Wobec odejścia wielu wyższych rangą dowódców, rozbudowy Wojsk Obrony Terytorialnej i konieczności stworzenia nowego międzynarodowego dowództwa w Elblągu, utrzymywanie ponad stu oficerów w Eurokorpusie mogło być istotnym obciążeniem. Decyzja MON ma jednak wymiar polityczny. Eurokorpus jest przede wszystkim dzieckiem Berlina i Paryża, które pod koniec lat 80. utworzyły swoją wspólną brygadę i kilka lat później postanowiły pójść za ciosem, tworząc wyższą strukturę - korpus. Rezygnacja z silniejszego zaangażowania się w ten francusko-niemiecki projekt może być więc poczytana jako wymowny gest. Zwłaszcza wobec napięć pomiędzy Warszawą a zachodnimi stolicami na łamach UE i trwających właśnie dyskusji o potencjalnym stworzeniu "Europy dwóch prędkości".
Ruch MON jest też mało zgodny z poglądem wyłożonym przez Jarosława Kaczyńskiego w wywiadzie dla niemieckiej gazety "Frankfurter Allgemeine Zeitung" w lutym. Prezes PiS mówił wówczas o konieczności wzmocnienia potencjału obronnego UE. Stwierdził wówczas, że z zadowoleniem przyjąłby stworzenie europejskiego systemu odstraszania nuklearnego i chwalił fakt wysłania wojsk niemieckich na wschodnie granice NATO. Eurokorpus jest natomiast najbardziej namacalnym programem budowania europejskich sił obronnych, które od dekad ograniczają się głównie do wzniosłych deklaracji i planów.
Autor: Maciej Kucharczyk//sk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Eurocorps