Jesteśmy w dołku szczytu pandemii. Tutaj nie można się jeszcze cieszyć - ocenił w "Rozmowie Piaseckiego" Artur Zaczyński, dyrektor szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym. W programie pytany był o możliwość ewentualnego zniesienia części obostrzeń na czas majówki.
Obowiązujące obostrzenia epidemiczne zostały w środę przedłużone do 18 kwietnia. Minister zdrowia Adam Niedzielski zwracał uwagę, że sytuacja w szpitalach jest "cały czas bardzo trudna", a dane o nowych zakażeniach z ostatnich dni są "zbyt słabym sygnałem, żeby traktować je optymistycznie".
O najnowsze decyzje rządu pytany był gość czwartkowej "Rozmowy Piaseckiego", dyrektor szpitala tymczasowego na stołecznym Stadionie Narodowym i członek Rady Medycznej przy premierze Artur Zaczyński. Ocenił, że są to "dobre rekomendacje". - Dopóki liczba osób hospitalizowanych nie zacznie spadać, to lockdown powinien być utrzymany z powodu bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków - powiedział.
Pytany o perspektywę zbliżającej się majówki odparł, że zadawano mu już pytanie, "czy lepiej mieć majówkę, czy wakacje". Przyznał, że sam wolałby pojechać na wakacje i zrezygnować z majówki. - Jeżeli będziemy mieli majówkę i ta pandemia się jednak rozbuja, to niestety, ale wakacje będą pod znakiem zapytania - przestrzegł.
"To dołek szczytu pandemii"
Ostatnie dzienne potwierdzone dane epidemiczne są niższe niż te notowane w marcu. W środę resort zdrowia poinformował o 14 910 zakażeniach, we wtorek - o 8245, a w poniedziałek - o 9902 przypadkach infekcji.
Zaczyński był pytany o spadek liczby hospitalizowanych na Stadionie Narodowym. - To dołek szczytu pandemii tak naprawdę. Tutaj nie można się jeszcze cieszyć, że ta liczba spada, bo pamiętajmy, dlaczego ona spada - odpowiedział. - Wypisujemy więcej osób z tej górki, sprzed dziesięciu, dwunastu dni, niż przyjmujemy - wyjaśnił. Ocenił, że to wynik "pewnych restrykcji, obostrzeń, przestraszenia się społeczeństwa i zachowywania się bardziej ostrożnie".
Jak jednak przestrzegł, "pierwsza jaskółka wiosny nie czyni". - Jestem bardzo sceptycznie nastawiony do tego spadku. Na pewno jest to dobra wiadomość, że mamy bufor w przypadku nasilenia się fali pandemicznej w najbliższych dniach - powiedział.
Według Zaczyńskiego w najbliższych dniach zanotujemy wzrost zachorowań. - Dzisiejsze zachorowania odbiją się na hospitalizacji w szpitalach za jakieś cztery, pięć dni - szacował.
Według środowego raportu resortu zdrowia, zajętych łóżek szpitalnych dla pacjentów z COVID-19 jest 34 691, a zajętych respiratorów - 3342. Zaczyński przestrzegł, że "musimy być przygotowani" na gorsze statystyki. - Nie chciałbym być niemile zaskoczony - przyznał. - My się przygotowujemy na zwiększenie potencjału i zabezpieczenie jak największej liczby osób dotkniętych zakażeniem koronawirusem - powiedział.
Zwrócił uwagę, że ważniejszą statystyką od codziennych danych o osobach zakażonych jest w tym wypadku liczba osób hospitalizowanych. - Widzimy, że nadal jest to wysoki odsetek osób, które zachorowały na koronawirusa i muszą trafić do szpitala - skomentował.
Zaczyński: czeka nas "podwójna kumulacja"
Zaczyński wspomniał, że w okresie świątecznym ludzie zostali w domach i nie zgłaszali się z objawami do lekarza. - Kolejne dni powodują, że te osoby w pewnym momencie trafią do lekarza i będą musiały być poddane opiece medycznej, położone w szpitalu. To będzie podwójna kumulacja - ocenił.
Wyjaśnił, że wspomniana kumulacja to połączenie osób z "przechodzoną kilka dni w domu" chorobą z nowymi ostrymi przypadkami zakażenia.
Dopytywany, czy możemy ponownie notować ponad 30 tysięcy dziennych zakażeń, Zaczyński odpowiedział, że "granica 30 tysięcy zachorowań jest dosyć niebezpieczna, jeśli chodzi o zachorowania i wydolność ochrony zdrowia". - Jesteśmy przygotowani, aby kompensować to w aglomeracji warszawskiej - zapewnił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24