- Mam je gdzieś. To g....! - tak o Oscarach mówi Joaquin Phoenix. - Nie wierzę w to i nie chcę być tego częścią. Bycie dla wszystkich miłym, oczarowywanie ich i zbieranie komplementów jest obrzydliwe - zapewnia. Nikt nie wie, czy aktor pojawi się w niedzielę w Dolby Theatre, bo tak samo, jak zdolny, jest nieobliczalny. Gala może go jednak skusić, bo walkę o Oscara stoczy z kimś, kto jest równie genialny.
- Joaquin mnie przeraża. W dobry sposób - tak Philip Seymour Hoffman zareagował na wieść, że w filmie "Mistrz" będzie mu partnerował Joaquin Phoenix. Wtedy jeszcze nie wiedział, że młody aktor będzie dla niego godnym przeciwnikiem. Tak dobrym, że obaj dostaną nominację do Oscara.
W "Mistrzu" stworzyli duet wybitny. Obaj, z różnych przyczyn, mają tam poharataną psychikę. Obaj poszukują akceptacji i spełnienia w miłości. Ich dwuznaczna więź w subtelny sposób buduje napięcie. Relacja ewoluuje od pierwszego zauroczenia przez uczucie uczeń-mistrz, po męską przyjaźń, która może przerodzić się w homoerotyczną fascynację. Obaj pozostają enigmą. Do końca. Krytyk "Guardiana" trafnie to nazwał tańcem śmierci w niebie socjopatów.
Megalomański i arogancki założyciel sekty, Lancaster Dodd (Hoffman) hipnotyzuje swoją charyzmą, ale to dziki, niepokorny i nieprzewidywalny w swoich reakcjach Freddie Quell (Phoenix) magnetyzuje bardziej. Grając mało inteligentnego wojennego weterana, bełkoczącego i cierpiącego na urojenia, którego główną obsesją jest seks, zbliżył się do aktorskiego geniuszu. Żadna z jego poprzednich ról - i szyderczy złoczyńca w "Gladiatorze", i Johnny Cash w "Tańcu na linie" - za które zdobył dwie nominacje do Oscara, nie dorównuje tej, jaką stworzył w "Mistrzu".
"Stałem się postacią, którą grałem"
- Ta rola totalnie poszerzyła moje spojrzenie na aktorstwo. Dała mi doświadczenie, że wszystko jest możliwe - 39-latek tak ocenił swoją pracę w filmie Paula Thomasa Andersona w wywiadzie dla "New York Timesa".
I wyznał, że przez cały czas kręcenia obrazu on nie grał Freddiego, on nim był. - Freddie był tak skrajny w zachowaniach. Nie mogłem fizycznie się od niego uwolnić, by moje ciało mogło odpocząć, a potem po prostu do niego wrócić. Całkowicie wyłączyłem siebie, stałem się postacią, którą grałem - wspominał.
Członkom Amerykańskiej Akademii Filmowej starczyło odwagi, by tę kreację docenić. Bardzo niepokorny aktor nominację dostał, ale czy dostanie Oscara? W Hollywood są o to zakłady od dnia, gdy Phoenix w wywiadzie dla magazynu "Interview" powiedział bez ogródek: "Myślę, że to bzdura. To całe oscarowe zamieszanie jest kompletnie nic niewarte. To gówno! A ja nie chcę być tego częścią. Nie wierzę w to".
Zaznaczył również, że czas, w którym nominowano go za rolę Johnny'ego Casha, był jednym z najgorszych w jego życiu. "To taka marchewka, za którą wszyscy gonią, dla mnie to najgorzej smakująca marchewka pod słońcem. I nie chcę jej. To całe nastawianie ludzi przeciw sobie... to najgłupsza rzecz pod słońcem! Jednym z najgorszych okresów w moim życiu był ten związany z promocją i nagrodami dla "Spaceru po linie". Nigdy więcej nie chcę przez to przechodzić!" - wyznał szczerze.
To wszystko to wielka ściema
Te słowa wywołały kontrowersje, ale dla aktora to nic nowego. Już raz przekreślił swoją karierę. Gdy na początku 2009 roku przyszedł jeden z najszerzej opisywanych upadków. Ogłosił wówczas, że kończy z filmem i zaczyna nowe życie - rapera. Zapuścił brodę i włosy, nie mył się, chodził pijany i naćpany. W słynnym talk-show Davida Lettermana coś mamrotał lub nie reagował na pytania, a na koniec... zasnął. Zaskoczony i zdegustowany dziennikarz zakończył spotkanie słowami: "Szkoda, Joaquin, że nie mogłeś się tu pojawić".
Organizacje walczące z narkomanią żądały przymusowego leczenia aktora, rzecznik policji w Nowym Jorku tłumaczył się, dlaczego nikt nie przeszukał go po programie. Przyjaciele donosili mediom, że Phoenix podąża śladami starszego brata Rivera, który zapowiadał się na wybitnego aktora pokolenia, ale w wieku 23 lat zmarł z przedawkowania kokainy.
Jeszcze większy szok wywołało oświadczenie szwagra i jego najbliższego przyjaciela, Caseya Afflecka - że chce upamiętnić w filmie staczanie się Phoenixa. A potem pokazał dokument "Jestem, jaki jestem" na festiwalu w Wenecji. To podróż na samo dno: kamera podgląda bohatera pijącego, ćpającego, korzystającego z usług prostytutek, wymiotującego, robiącego pod siebie, nie będącego w stanie nagrać ani zaśpiewać żadnej piosenki...
I wtedy reżyser w wywiadzie dla "New York Timesa" zdradził, że Phoenix... zagrał rolę życia. Okazało się, że to wszystko to wielka ściema. - Przepraszam, David, że cię nabrałem - tak ogolony, czysty, przytomny i roześmiany aktor wytłumaczył się ze swojego wcześniejszego zachowania, gdy wrócił do studia Lettermana. - Chciałem pokazać, jak łatwo media manipulują dziś ludźmi. I że ta cała kultura celebrytów jest wielkim kłamstwem.
W oszustwo uwierzyło nawet Hollywood
Na pomysł tego wielkiego oszustwa Phoenix wpadł, gdy oglądał z przyjaciółmi jeden z reality show i okazało się, że oni nie widzą, iż akcja w programie jest ustawiona, a kontrowersyjne zachowania to nie spontaniczne reakcje, ale sugestie scenarzysty.
Wkrótce potem dla żartu ogłosił w wywiadzie, że kończy karierę aktorską. - Byłem przekonany, że nikt tego nie potraktuje poważnie, bo i dlaczego - powiedział Lettermanowi. - Nagle okazało się, że to wielki news, o którym mówią na całym świecie. Zrozumiałem wtedy, że ludzie uwierzą we wszystko, pod warunkiem że telewizja powie im, że to prawda.
Uwierzyło nawet Hollywood. Jeden z krytyków napisał w recenzji "Jestem, jaki jestem", że filmu nie da się oglądać, bo pokazany w nim "rozpad człowieka jest zbyt brutalny i zbyt intymny". Phoenix podpadł też mediom, które tak skutecznie nabrał. Wszyscy uznali, że po tym to już na pewno nie uda mu się wrócić na szczyt. Mylili się.
Dziś 39-latek powszechnie uważany jest za jednego z najlepszych aktorów swojego pokolenia. Brawurowa rola w "Mistrzu" tylko to potwierdziła. Może dlatego, że historia Freddiego Quella pod wieloma względami przypomina jego własną biografię? Choćby wątek życia w odizolowanej społeczności.
Z sekty do Hollywood
Joaquin urodził się w Puerto Rico jako trzeci syn misjonarzy religijnej sekty Dzieci Boga. Jako mały chłopiec przemierzył wraz z rodziną niemal całą Amerykę, mieszkał na wyspach Kanaryjskich i w Wenezueli. Rodzice, John i Arlyn Bottom, nigdy nie posłali dzieci do szkoły i sami uczyli je w domu.
Organizacja, z którą się związali, zalecała wyjątkowo kontrowersyjne metody wychowawcze. Brat Joaquina, River, zdradził kiedyś, że dzieci zachęcano do jak najwcześniejszych kontaktów seksualnych, a on sam przestał być prawiczkiem w wieku... czterech lat.
W 1978 roku rodzice opuścili sektę i powrócili do USA osiedlając się ostatecznie w Los Angeles i - by uczcić nowy początek życia - zmienili nazwisko z Bottom ("Tyłek") na Phoenix ("Feniks"). Joaquin, starszy River, starsza Rain oraz dwie młodsze siostry - Liberty i Summer - zamieszkali z nimi na farmie i sami hodowali warzywa, które jedli. Joaquin jako jedyny miał zwyczajne imię, a nie, jak rodzeństwo, związane z naturą. Dlatego jako czterolatek kazał mówić na siebie Leaf, czyli Liść. Wpadł na ten pomysł, gdy wraz z ojcem grabił liście w ogrodzie (do swojego prawdziwego imienia wrócił na początku lat dziewięćdziesiątych już jako dorosły człowiek).
Matka marzyła, by jej potomstwo podbiło Hollywood. - Mieliśmy wizję, że nasze dzieci oczarują świat - mówiła.
Początkowo to River był najbardziej znany z całej rodziny. Leaf jako aktor dziecięcy występował w telewizyjnych produkcjach dla młodzieży, ale rozczarował się Hollywood - zniechęcony paparazzi i sławą zniknął na ponad pięć lat. Przez ten czas głównie podróżował z ojcem po Meksyku. Zrobiło się o nim głośno dopiero na skutek tragedii starszego brata. Przełomem była rola w filmie Gusa Van Santa "Za wszelką cenę" - wyszedł z cienia Rivera nominowanego do Oscara i od 1995 roku pnie się coraz wyżej...
Wolność, weganizm, alkoholizm
Aktor wciąż nienawidzi Hollywood i mediów. Nigdy nie czyta udzielonych przez siebie wywiadów, ani artykułów ukazujących się na jego temat. Nie chodzi na bankiety, unika branżowych imprez.
Rodzice zaszczepili mu nie tylko potrzebę wolności, ale i weganizm. Został ambasadorem organizacji PETA i od lat aktywnie działa na jej rzecz. Nie tylko występuje w reklamach propagujących ochronę zwierząt, ale sam odmawia założenia butów podczas sesji fotograficznych, gdy są ze skóry, zaś na planie "Gladiatora", "Spaceru po linie" oraz filmu "Zatrute pióro" nie chciał nosić kostiumów z prawdziwej skóry, wszystkie musiały być specjalnie dla niego wykonane z materiałów syntentycznych.
Ale ani upór, ani kontrowersje, ani odrzucanie ról (miał zagrać główną rolę w filmie "Tajemnica Brokeback Mountain", ale zrezygnował ze względu na sceny "łóżkowe"), ani alkoholizm (w 2005 przeszedł odwyk) nie zachwiały jego karierą. I znów jest krok od Oscara. Zagrozić może mu tylko Daniel Day Lewis ("Lincoln") oraz... jego własne słowa. Czy członkowie Akademii będą ponad to, że Phoenix Oscara po prostu nie chce?
OSCARY 2013 - Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Daniel Day Lewis ("Lincoln") Joaquin Phoenix ("Mistrz") Bradley Cooper ("Poradnik pozytywnego myślenia") Denzel Washington ("Lot") Hugh Jackman ("Nędznicy")
Autor: Agnieszka Kowalska//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: The Weinstein Company