- Słowa Adama Michnika o brunatnej fali w Polsce są oderwane od rzeczywistości - mówił Jarosław Kaczyński na marginesie promocji swojej książki. Prezes PiS pisze w niej, że de facto liderem "Solidarności" był jego brat Lech Kaczyński.
W autobiografii zatytułowanej "Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC" Jarosław Kaczyński opisuje swą działalność polityczną od marca 1968 r. do pierwszych lat działalności Prawa i Sprawiedliwości.
Odniesienie do współczesności
Kaczyński przy okazji promocji książki mówił m.in. o obecnej sytuacji politycznej. Jego zdaniem opozycja ma błędną ocenę rzeczywistości. - Jeżeli Adam Michnik w czasie tej bardzo udanej konferencji warszawskiej NATO organizuje wiec, gdzie jest tak z 80 czy 50 osób (...) i ogłasza, że w Polsce jest brunatna fala, to proszę państwa, gdzie on jest? To jest zupełne oderwanie od rzeczywistości - mówił szef PiS. - Gdybym musiał doradzać opozycji, gdyby już mnie panowie przymusili do tej roli, to żeby zmieniła diagnozę, tylko wtedy, co by mogli zrobić? Przystąpić do Prawa i Sprawiedliwości - dodał.
"Subiektywne ujęcie"
Kaczyński podkreślił, że celem książki było pokazanie "kawałka polskiej historii", którą on sam obserwował z bliska. Zastrzegł, że jest to subiektywne ujęcie tamtych wydarzeń. - To jest często opis odmienny od tego, który funkcjonuje w tak zwanym głównym nurcie, a bywa, że odmienny także od tego, który funkcjonuje w tych naszych nurtach, opowieściach tutaj z prawej strony - zaznaczył prezes PiS, dodając że podczas pisania nie korzystał z żadnych dokumentów, a jedynie z tego, co pozostało w jego pamięci. Zapewniał, że książka została napisana z dobrą wolą. - Mam nadzieję, że uniknąłem tych elementów, które może nawet gdzieś tam w sercu mam, bo bywałem atakowany i różnego rodzaju niechęci z tego powodu powstały, ale starałem się właśnie, żeby tej żółci w tej książce nie było, żeby opisywać różne wydarzenia z próbą zrozumienia także tej drugiej strony, w szczególności wtedy, jeżeli to chodziło o spory wewnątrz naszego obozu - powiedział Kaczyński. Wyraził przy tym nadzieję, że kiedyś do tych wspomnień odniosą się jego polityczni adwersarze. - Dla mnie ważne byłoby, gdyby kiedyś zechcieli to skomentować ludzie, którzy to widzieli jakby z drugiej strony. Ale czy tak będzie? Przy obecnym napięciu w Polsce, przy obecnym natężeniu sporu, obawiam się, że to będzie trudne - stwierdził szef PiS.
Kaczyński o swoich powiązaniach m.in. z Wałęsą
Kaczyński mówił również m.in. o swych relacjach z byłym prezydentem Lechem Wałęsą; najwięcej uwagi poświęcił jednak nieżyjącemu bratu Lechowi Kaczyńskiemu. Wspominał, że na przełomie lat 80. i 90. po stronie ówczesnej opozycji liczyły się trzy siły - Kościół, Solidarność na czele z Lechem Wałęsą oraz "elity głównie warszawsko-krakowskie", czyli - jak mówił - środowiska "Gazety Wyborczej" i "Tygodnika Powszechnego", które później powołały ROAD, Unię Demokratyczną i Unię Wolności. - Jeżeli ktoś chciał uzyskać w Polsce coś poważnego w polityce, to musiał mieć jakieś zaczepienie w jednym z tych ośrodków, a najlepiej w dwóch. Myśmy mogli w ogóle rozpocząć naszą działalność tylko dlatego, że bardzo wpływowym człowiekiem w Solidarności, pierwszym zastępcą Lecha Wałęsy, a faktycznie na co dzień prowadzącym prace związku, był mój brat - mówił Kaczyński. To dzięki pozycji brata - podkreślał - mógł w 1989 r. zostać redaktorem naczelnym "Tygodnika Solidarność". - Ja bym się przez Warszawę nie przebił, po prostu by mnie zablokowano i to nie dlatego - powiem już nieskromnie - że bym się czuł głupszy od tych, którzy by mnie zablokowali, tylko po prostu dlatego, że był ktoś, kto mówił, że "ja nie jestem z waszej parafii" - pamiętam, używałem tego określenia w rozmowie np. z (Bronisławem) Geremkiem. Ktoś taki po prostu przebić się nie mógł. Przez Gdańsk, dzięki Leszkowi, wszedłem do tej podziemnej Solidarności - opowiadał szef PiS.
Nawiązując do postaci Lecha Wałęsy, Kaczyński powiedział, że jego brat był zdecydowanie przeciwny popieraniu ówczesnego przywódcy Solidarności jako kandydata na prezydenta. - Leszek mi mówił: nie rób tego, bo on jest nie do opanowania i to się będzie źle kończyło. Tu był między nami spór. Ja mówiłem: nie znajdziemy żadnej innej dynamiki politycznej, tylko właśnie taką. Ja w tym wypadku zaryzykowałem i do dziś dnia nie wiem, czy to jest moment, gdy zbudowałem sobie jakąś zasługę dla Polski, czy może wręcz odwrotnie. Nie wiem, jak to na sądzie ostatecznym będzie ocenione - powiedział.
Na promocji książki Kaczyńskiego obecni byli m.in. premier Beata Szydło, marszałkowie Sejmu i Senatu - Marek Kuchciński i Stanisław Karczewski, prezes NPB Adam Glapiński, prezes PKN Orlen Wojciech Jasiński oraz szef klubu PiS i wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki.
Autor: mart,mw/kk / Źródło: PAP