- To jest dla mnie informacja nie do przyjęcia, że 30 minut po starcie zgłoszono usterkę hydrauliczną i zdecydowano się kontynuować lot - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 kapitan Stefan Gruszczyk, pilot. Wcześniej podczas konferencji prasowej prezes Polskich Linii Lotniczych poinformował, że usterkę samolotu wykryto po ok. pół godziny minut po starcie z Newark (USA). Załoga polskiego samolotu sygnalizowała właśnie usterkę centralnego systemu hydraulicznego.
Kapitan Gruszczyk powiedział, że gdyby rzeczywiście usterkę wykryto pół godziny po starcie z lotniska, to załoga powinna zdecydować się na powrót na lotnisko w Newark.
"Musiało nastąpić przekłamanie"
- Powinni byli zawrócić, jeśli tak rzeczywiście było - stwierdził, ale jak dodał "jest to nieprawdopodobne". - Nie chce się w to wierzyć, tu chyba jest jakieś przekłamanie - ocenił Gruszczyk.
W to, że samolot kontynuował lot mimo usterki nie wierzy też kapitan Dariusz Sobczyński, pilot Boeniga 737. Jak mówił jest to niemożliwe, bo "przez 9 godzin w locie nocnym, przy usterce hydraulicznej, jest duże prawdopodobieństwo, że nastąpi kolejna awaria".
- Musiało nastąpić jakieś przekłamanie. To jest niemożliwe - wtórował im Jacek Dragić, kontroler lotów.
"Autonomiczna i strategiczna decyzja"
Jednak rzecznik PLL LOT Leszek Chorzewski powiedział we wtorek wieczorem, że pomimo wykrycia po ok. 30 minutach od startu z Newark (USA) usterki w samolocie, kapitan podjął autonomiczną i "strategiczną" decyzję o kontynuowaniu lotu.
W maszynie był jeszcze inny system, mogący wysunąć podwozie, elektryczny. - Kapitan nie mógł mieć 100 proc. pewności co do usterki - przekonuje Chorzewski. - Chciał sprawdzić, czy zadziała elektryczny system. I chciał to zrobić na terenie Polski. To była strategiczna decyzja kapitana, jak się okazało, bardzo słuszna - zaznaczył.
Nad Warszawą okazało się, że samego podwozia nie udało się opuścić, choć wysunęły się tzw. klapy podwozia. Wtedy zapadła decyzja o lądowaniu awaryjnym.
ant/fac
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24