Muzeum Zamkowe w Pszczynie. Piękne miejsce na południu Polski (ok. 30 km od Katowic), powstałe na przełomie XV i XVI wieku. W swoich grubych ścianach zachowuje oryginalne wyposażenie zamku z przełomu XIX i XX wieku (jak informują przy kasie, w 80 proc.). Bite dwie godziny zwiedzania. Stare, piękne meble. Księgi, zbrojownia, porcelanowe zastawy, poroża jeleni. Smakowita lekcja historii na wyciągnięcie ręki.
Ale i lekcja marketingu. Bo muzeum zarabia na wszystkim, co w zamku. Na początek złotówka. To na worki, które zwiedzający musi założyć na obuwie. By zwiedzić obiekt musiałem zapłacić 12 zł. Przy czym 12 zł, to opłata za same odwiedziny jednej części. By obejrzeć zbrojownię (najlepsza ekspozycja w zamku), trzeba dopłacić kolejne 4 zł. By wejść do Galerii Miniatur (zgromadzono w niej ponad 200 miniatur, sylwetek i płaskorzeźb) kolejne 2,5 zł. Odwiedziny wystawy czasowej „Daisy, Księżna von Pless: Szczęśliwe Lata” (najbardziej znana księżna zamku) kosztują następne 2,5 zł. W sumie 22 zł. To słuszne, że za zaspokojenie ciekawości trzeba zapłacić. Byle marketingowcy muzealni nie poszli dalej. Na przykład mogą kazać płacić osobno za obejrzenie każdej sali. Sal jest ponad 50. Za każdą 2,5 zł. Ale wtedy ten marketing nazwę marketingiem muzealnym. Sosnowski