Zdjęcia Marilyn Monroe zakupione przez Wrocław za bagatela 6,4 mln zł ujrzały wreszcie światło dzienne. W Hali Stulecia na dwa dni wystawiono jedynie nikłą część kolekcji. Na razie 47 prac zobaczy jedynie 300 osób, dla których są one "wyjątkowo cenne". Takie reglamentowanie spotkało się z kolejną falą krytyki ze strony wrocławian.
Kolekcja unikalnych, według władz miasta, zdjęć gwiazdy Hollywood została właśnie uznana za dobro narodowe. W związku z tym zdecydowano, że zostanie umieszczona w Archiwum Państwowym. Nie jest to najlepsza wiadomość dla miłośników wdzięków Marilyn Monroe. Wcześniej bowiem zapowiadano, że we Wrocławiu powstanie muzeum z 3 tys. zdjęć aktorki. Urzędnicy zapewniają, że te plany się nie zmieniły, ale szczegółów, dotyczących powstania muzeum, jeszcze nie znają. Wciąż są na etapie poszukiwania odpowiedniej lokalizacji. CZYTAJ WIĘCEJ
W zamian miasto na razie proponuje wystawę składającą się z 47 zdjęć. Dlaczego tak mało? Organizatorzy tłumaczą, że tylko taką część zdjęć zdążyli przygotować konserwatorzy. - Tych zdjęć jest w sumie bardzo dużo, dlatego wątpię, aby kiedykolwiek były wystawione wszystkie - wyjaśniał na otwarciu wystawy Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia.
I zachwalał walory zakupionej za 6,4 mln zł kolekcji: - Marilyn jest bardzo rozpoznawalna, a do tego walory artystyczne tych zdjęć są niewątpliwe - przekonywał.
Bez opisów, rozłożone na stołach
Wspomnianą wystawę we wtorek i środę zobaczyć będzie mogło jedynie 300 osób. Wejściówki wygrać można było m.in. w konkursie organizowanym przez lokalne media. Zaproszenia zostały rozdane czytelnikom, którzy zgłosili swoje zainteresowanie ekspozycją. Prezes Hali Stulecia, w której wystawa się odbywa, tłumaczył, że jest to pokaz dla grupy, która zdjęcia uważa za "wyjątkowo cenne".
Udostępnione we wtorek zdjęcia nie są opatrzone żadnymi opisami, które mogłyby wskazywać na okoliczności ich powstania. Nie wiadomo, w którym roku zostały wykonane i dlaczego są tak "wyjątkowo cenne". Leżą na stołach, oprawione jedynie w papierowe ramy.
Relacja z wystawy:
Monroe reglamentowana
Pierwsza wystawa zdjęć z hollywoodzką gwiazdą miała powstać jesienią 2014 roku. Miasto co prawda spóźniło się ponad pół roku, ale zapowiada, że od teraz raz na jakiś czas będzie udostępniać fotografie. Kolejna wystawa planowana jest w lipcu.
Na pewno będzie czasowa, takie bowiem były wytyczne konserwatora. Ile prac na niej się pojawi? Przedstawiciele Hali Stulecia tajemniczo zapowiadają, że lipcowa wystawa ma pokazać "warsztat umiejętności fotograficznych Miltona". Spośród ponad 50 zdjęć Monroe, jakie mają zostać wtedy wystawione, osiem przedstawia aktorkę w towarzystwie innych osób.
Według zapowiedzi, wystawa będzie trwała od 4 lipca do połowy sierpnia.
Marilyn jak "Dama z gronostajem"?
Na razie zdjęcia nie trafiły jeszcze do archiwum państwowego. Ale jego przedstawiciele już uspokajają, że prace autorstwa fotografa Miltona będą mogli zobaczyć wszyscy i kiedy tylko będą chcieli. Wystarczy tylko przyjść do dolnośląskiej placówki i poprosić o udostępnienie. Wszystko podobno w trosce o "odpowiednią ochronę i konserwację" zdjęć.
Prezes miejskiej spółki Hala Stulecia w rozmowie z tvn24.pl zapewniał, że takim obrotem spraw nie jest zdziwiony. Dlaczego w takim razie wcześniej zapowiadał, że powstanie muzeum Monroe i inwestycja zwróci się w ciągu czterech lat i dlaczego w ogóle kupiono zdjęcia, których wystawiać nie można? - To jest coś, co ma swoją klasę, swoją wartość i zostało uznane przez specjalistów za narodowe dobro kultury. To brzmi dziwnie, ale to ma ogromną wartość, tak jak "Dama z gronostajem" - przekonuje Andrzej Baworowski, prezes Hali Stulecia.
Zdjęcia miały być inwestycją, która zwróci się w przyszłości:
"Monroe to zachcianka Dutkiewicza"
Mimo tych zapewnień aktywiści i mieszkańcy Wrocławia są zawiedzeni. Od początku ta kolekcja budziła pewne kontrowersje. 3 tys. zdjęć kosztowały 6,5 mln zł. Zapłacono za nie z miejskiej kasy. To według niektórych zbyteczny wydatek.
Teraz, gdy okazało się, że kolekcja prawdopodobnie zarabiać na siebie nie będzie, była kandydatka na prezydenta Wrocławia mówi: - Miasto kupiło kota w worku. Nie dość, że fotografie trzeba będzie odrestaurowywać, to można powiedzieć, że ponad 6 mln złotych wyrzucono w błoto. Po prostu czuję się oszukana. Te pieniądze można byłoby wydać o wiele rozsądniej. Szkoda, że zachcianka prezydenta Dutkiewicza nie została skonsultowana z mieszkańcami - tłumaczy radna Wrocławia, Mirosława Stachowiak-Różecka.
O kolekcji widmie informowaliśmy już wcześniej:
Autor: mir / Źródło: TVN24 Wrocław