Nie doszły paczki z prezentami ani życzenia, list z Łowicza (80 km od Warszawy) wlecze się do stolicy 26 dni. "Pełne worki poleconych leżą nieposortowane od wielu dni" - opowiada "Gazecie Wyborczej" pracownik Poczty Polskiej.
Co się dzieje? Poczta mówi, że zaskoczył ją ruch. Rosnąca popularność sklepów internetowych powoduje, że co roku wysyłamy średnio o jedną czwartą paczek więcej. Szczyt jest przed Bożym Narodzeniem. Tym razem przesyłek było dziesięć razy więcej niż zazwyczaj. Poczta na to jest nieprzygotowana. W sortowni w Pruszczu Gdańskim 10 tys. paczek dziennie rozdzielano ręcznie, bo wciąż nie ma tu maszyn. W całym kraju brakuje kilku tysięcy pracowników, w tym 700 listonoszy. Według Urzędu Komunikacji Elektronicznej gwiazdkowy korek to nie wyjątek, a Poczta ma "utrzymujące się problemy w terminowym opracowywaniu, przemieszczaniu i doręczaniu przesyłek". Według najnowszego badania urzędu tylko niecałe 60 proc. paczek priorytetowych trafia do odbiorców na czas. Nieszczęśliwych klientów, którzy nie dostali prezentów ani życzeń, pocieszyć może informacja, że Poczcie - zgodnie z niedawną decyzją Unii - wyrośnie oficjalna konkurencja. Ale - przypomina "Gazeta Wyborcza" - dopiero za pięć lat. Wtedy monopolista straci wyłączność na przesyłanie najpopularniejszych listów - ważących do 50 g.
Źródło: Gazeta Wyborcza