Chętnie bym napisał jakieś uwagi po moich wyprawach do Pragi i Madrytu, jest tyle istotnych wydarzeń międzynarodowych, o których warto byłoby napisać… Ale to wszystko hetka. Podróże kształcą. Dzisiaj, znowu mnie dokształciły. Wracając z Madrytu, leciałem z grupą polskich zakonnic pracujących w Kamerunie. Mój nieskończony szacunek do ludzi, poświęcających swoje życie dla niesienia pomocy bliźnim zawsze rośnie w kontakcie z misjonarzami. Siostry opowiadały o swojej pracy w Afryce tak przejmująco, były przepełnione taką dobrocią, taką chęcią bycia użytecznym, że doprawdy miało się uczucie obcowania ze … Hmmm… Jakiego słowa użyć? Ze świętymi? Wiadomo, trzeba uważać na słowa, by nie popaść w przesadę. Ale jak inaczej oddać Państwu tę inność, tę niecodzienność tych kruchych zdawałoby się istot, które bez spoczynku, bez znużenia i bez skargi pracują w koszmarnych warunkach klimatycznych, higienicznych, bez czystej wody, bez prądu, wśród szerzących choroby insektów, niosąc słowo boże, pomoc i nadzieję istotom ludzkim pozbawionym nie tylko wszelkich dóbr, ale i jakiejkolwiek nadziei na nadanie własnemu istnieniu jakiegoś sensu?…
Już kiedyś o tym pisałem, ale nie znużę się powtarzaniem: jeśli ktokolwiek z Państwa chce pomóc najnieszczęśliwszym spośród ludzkich istot, niech da swój datek na misje albo na pomoc uchodźcom. Postaram się w najbliższych dniach podać numer konta: każdy grosz jest dla misjonarza skarbem. Już za 15 dolarów, za 45 złotych, można przez miesiąc utrzymać afrykańskie dziecko, pozwolić mu na naukę, pozwolić mu na nadzieję.