Rosjanie rozpoczęli już pierwsze naloty na Syrię. Uderzenie miało nastąpić w okolicach miasta Homs, ale według Amerykanów i Francuzów nie wygląda na to, żeby zaatakowali Państwo Islamskie. Rzecznik Kremla dał później do zrozumienia, że celem nalotów są też luźno zdefiniowane ugrupowania ekstremistyczne, terrorystyczne i te, które przeszły na stronę dżihadystów. Zasugerował, że celem może być nawet Wolna Armia Syryjska, uznawana przez Zachód za umiarkowaną.
W syryjskiej telewizji państwowej wymieniono nazwy siedmiu obszarów w prowincjach Hims i Hama, gdzie miały spaść rosyjskie bomby. Oznajmiono przy tym, że lotnictwo Rosji przeprowadziło naloty we współpracy z lotnictwem syryjskim i celem uderzeń były "kryjówki terrorystów". Rosjanie mówią o 20 nalotach, w tym na centra dowodzenia "w górzystych rejonach" Syrii.
Celem dżihadyści czy opozycja?
Według anonimowego rozmówcy agencji Reutera Rosjanie poinformowali Amerykanów o ataku z godzinnym wyprzedzeniem. Rozmówca nie podał żadnych szczegółów ataku, liczby samolotów ani celów, zastrzegając, że jego informacje są jedynie ogólne i wstępne.
Kilkanaście minut później źródło Reutera podało, że nie wygląda na to, żeby Rosjanie zaatakowali Państwo Islamskie. Później taką samą informację przekazał anonimowy przedstawiciel dyplomacji francuskiej. Według niego celem były siły opozycji walczącej z reżimem.
Podobnie stwierdził minister obrony USA Ashton Carter, według którego ataki rosyjskiego lotnictwa zostały przeprowadzone na obszarach, gdzie "prawdopodobnie" nie ma sił Państwa Islamskiego. Szef Pentagonu ocenił także, że rosyjska strategia w Syrii, która nie przewiduje transformacji politycznej i odejścia prezydenta Baszara Asada, grozi "dolaniem oliwy do ognia".
Również zdaniem majora Dżamila al-Saleha, dowódcy jednej z walczącej z Baszarem al-Asadaem milicji, celem były oddziały walczące pod zwierzchnictwem umiarkowanej Wolnej Armii Syryjskiej. Miało zginąć kilku członków zaatakowanej grupy.
Doniesienia o zabitych cywilach
Również w środę i również w okolicach Homs doszło do nalotu syryjskiego lotnictwa - podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka. Zginęło w nim co najmniej 27 osób, w tym sześcioro dzieci.
Z kolei przedstawiciel bazującej w Turcji koalicji sił antyasadowskich, tzw. umiarkowanych rebeliantów, oznajmił, że cywile pod Homs zginęli z rąk Rosjan. Według Chalida Chodży 36 osób zginęło od rosyjskich bomb, a na atakowanych terenach nie ma dżihadystów z Państwa Islamskiego ani żadnej innej grupy dżihadystów.
Rosja zaprzecza
Moskwa twierdzi jednak, że bombardowany jest sprzęt islamistów, składy broni, amunicji i paliwa, a także infrastruktura służąca do łączności. Rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa zachodnie doniesienia nazwała nieprawdziwymi.
- Jeszcze Rosja nie zdołała rozwinąć działań przeciwko IS, które jak wielokrotnie wskazywano podjęte zostały na wniosek Damaszku, jeszcze nie ucichły pierwsze słowa (szefa MSZ) Siergieja Ławrowa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, kiedy pojawiły się liczne "wrzutki" w mediach o tym, że w czasie rosyjskiej operacji giną cywile - mówiła rzeczniczka, którą cytuje agencja TASS.
Także ministerstwo obrony zapewniło, że nie zostały trafione cele cywilne.
Luźna definicja celu
Szybko stało się jednak jasne, że Rosjanie dość swobodnie podchodzą do definiowania celów swoich nalotów. Objaśnił to rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Podstawowym kryterium ma być wspieranie Syrii (czyli reżimu Baszara Asada) w walce z Państwem Islamskim i "innymi ekstremistami oraz terrorystami". Dodatkowo atakowane mają być te ugrupowania, które przeszły na stronę dżihadystów. Gdy Pieskow został zapytany, czy do tych kategorii zalicza się Wolna Armia Syryjska (luźna federacja bojówek rebelianckich częściowo wspieranych przez Zachód) stwierdził: - A ona istnieje, Wolna Armia Syriyjska? Czy aby zdecydowana większość jej członków nie przeszła na stronę Państwa Islamskiego?
Można z tego wnioskować, że Rosjanie mogą nie mieć oporów przed atakowaniem bojówek uznawanych przez Zachód za umiarkowaną opozycję. Z wypowiedzi Pieskowa wynika, że Rosja będzie przede wszystkim kierować się dobrem reżimu i atakować jego najróżniejszych przeciwników.
Decyzja Moskwy
W środę wyższa izba rosyjskiego parlamentu Rada Federacji wyraziła zgodę na wysłanie rosyjskich wojsk do Syrii. Wniosek prezydenta Władimira Putina w tej sprawie przyjęto jednomyślnie. Informując w telewizji o wyniku głosowania, szef administracji Kremla Siergiej Iwanow zaznaczył, że Moskwa nie zamierza wysyłać sił lądowych do Syrii, lecz jedynie powietrzne, by "wesprzeć siły syryjskie w ich walce z Państwem Islamskim". Powiedział, że Rosja postanowiła pomóc Syrii, by chronić siebie samą przed islamistami, i że nie chodzi jej o zaspokojenie własnych ambicji czy o cele polityki zagranicznej, o co jest często oskarżana przez zachodnich partnerów, lecz o obronę interesów narodowych. Rosyjskie operacje wojskowe w Syrii będą mieć jasno określone ramy czasowe - cytuje Iwanowa agencja Interfax. Iwanow powiedział, że o pomoc wojskową poprosił Rosję prezydent Syrii Baszar el-Asad.
Rosyjskie ataki nie zmienią niczego w charakterze misji lotnictwa Stanów Zjednoczonych i koalicji międzynarodową przeciwko dżihadystom - poinformował z kolei amerykański Departament Stanu.
Autor: mtom / Źródło: reuters, pap, TASS