- Można wymyślać hipotezy, scenariusze typu fantasy, trzeba tylko mieć na to jakikolwiek dowód - komentował doniesienia podkomisji smoleńskiej gość "Faktów po Faktach" dr Paweł Artymowicz z uniwersytetu w Toronto. Artymowicz zarzucił podkomisji "ignorancję". Jak ocenił, składa się ona "z amatorów".
W poniedziałek podkomisja Wacława Berczyńskiego przedstawiła swoje dotychczasowe ustalenia na temat katastrofy samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem. Tezy podkomisji wyraźnie różnią się od efektów prac komisji ministra Jerzego Millera i prokuratury z okresu, gdy prokuratorem generalnym był Andrzej Seremet.
Eksperci podkomisji smoleńskiej twierdzą, że na pokładzie samolotu doszło do eksplozji, która zniszczyła tupolewa i zabiła pasażerów. Ich zdaniem 10 kwietnia 2010 roku zachowanie rosyjskich nawigatorów na lotnisku w Smoleńsku odbiegało od przyjętych standardów.
"Żadnego wybuchu nie było"
- Można wymyślać hipotezy i scenariusze typu fantasy, trzeba tylko mieć na to jakikolwiek dowód. My wiemy z prac prawdziwych komisji, prawdziwych ekspertów, że żadnego wybuchu nie było, a wiemy to z bardzo wielu źródeł - mówił w "Faktach po Faktach" Paweł Artymowicz, astrofizyk, doktor habilitowany nauk fizycznych na uniwersytecie w Toronto.
- Rejestrator głosu jest najczulszym z rejestratorów. Jeżeli jest wybuch, fala uderzeniowa, to nie ma możliwości, żeby ona się nie zapisała, albo nie przerwała pracy całego urządzenia - tłumaczył ekspert. - Rejestrator w Tu-154 pracował ciągle, aż do momentu, kiedy samolot spadł na ziemię.
Artymowicz zarzucił członkom podkomisji "ignorancję". Jak ocenił "składa się ona z amatorów".
- Nigdy nie pojechali, ani nigdy nie chcieli pojechać do Smoleńska - mówił. - Starali się nie zebrać danych. - Czy pani sobie może wyobrazić zespół, który działa przez 6 lat i nie pojechał nigdy do Smoleńska? - zapytał prowadzącą program Katarzynę Kolendę-Zaleską.
Wyniki niezgodne z fizyką
Artymowicz odniósł się również do przygotowanego przez komisję filmu, w jego opinii ośmieszającego jedynie osoby, które go przygotowały. - To, co tam pokazano, jest niezgodne z fizyką - stwierdził doktor. - Wartość obliczeń, które były wspominane, jest zerowa - podsumował.
- Dzisiaj mimo tej uroczystej oprawy, jak nigdy chyba, nie usłyszeliśmy żadnych dowodów i jest to klęska podzespołu, który powołał pan Macierewicz - zarzucił.
Jak przyznał, kontrolerzy smoleńscy popełniali błędy i odstępowali od procedur, jednak udowodnienie im celowego spowodowania katastrofy jest niemożliwe.
- Zasadniczym celem kontrolerów było doprowadzenie samoloty 2,5 kilometra przed pasem i to się im udało - wytłumaczył. - Ewentualny proces nic by nie dał i chyba grupa Macierewicza o tym wie - dodał.
Argumentował to faktem, iż Antoni Macierewicz nigdy do Smoleńska nie pojechał. - Nie chciał zebrać faktów, nie chciał konfrontacji z Rosjanami. Jest cynicznym politykiem i wie, że polska strona nie ma żadnych mocnych argumentów - mówił.
Artymowicz przypomniał oficjalne wypowiedzi rzeczniczki rosyjskiego MSZ, która zapraszała Polaków do Rosji. - Macierewicz będzie udawał, że to Rosjanie blokują ich przyjazd - skomentował.
"To postawienie sprawy na głowie"
Ekspert wytykał również członkom komisji, że nie rozumieją, ile zarzutów sami stawiają pilotom.
- Komisja powiada, że piloci czekają na decyzję wieży kontroli lotów. To postawienie sprawy na głowie. (…) To nie kontrolerzy mieli coś mówić, ale piloci zameldować, że widzą ziemię… - dziwił się zarzutom komisji.
Ekspert zarzucił również komisji złą interpretację danych. - Sygnał TAWS został zinterpretowany jako sygnał awarii systemu hydraulicznego. To świadczy o ignorancji całej komisji, która składa się z amatorów - uznał.
Jak podsumował specjalista, ogłaszanie tak "domorosłych hipotez", których dopuściła się podkomisja smoleńska, w dniu tak tragicznej rocznicy, jest "niepoważne".
Oglądaj cały program "Fakty po Faktach"
Autor: agr//plw / Źródło: tvn24