Dali z siebie wszystko. Byli o krok od sportowego nieba, awansu do decydującej fazy mistrzostw świata, albo od zdobycia upragnionego tytułu na Wimbledonie. Przegrali lecz i tak są zwycięzcami. Przynajmniej w oczach kibiców i przeciwników.
Roger Federer, James Rodriguez i Tim Howard - wszyscy przez ostatnich siedem dni dostarczali fanom dawki niesamowitych emocji. Byli na ustach całego świata, strzelali piękne bramki, bronili niesamowite piłki, eliminowali kolejnych rywali na kortach Wimbledonu. Tydzień skończyli jako przegrani, wyjadą ze swoich aren sportowych z pustymi rękami. Czy do końca?
Serce do gry
Szwajcarski tenisista rozegrał finał dziesięciolecia. Nie dlatego, że był w życiowej formie. Wręcz przeciwnie. Popełniał mnóstwo błędów, był niepewny w swojej grze i w niczym nie przypominał dominatora sprzed kilku lat, kiedy kolekcjonował tytuł za tytułem, a na Wimbledonie rozjeżdżał rywali jak walec.
W niedzielnym starciu z Djokoviciem pokazał jednak prawdziwe serducho sportowca. Kiedy wszyscy sądzili, że opuścił gardę, że już nic z siebie nie wskrzesi, ten nagle podnosi się z kolan i zaczyna swoje niesamowite show. W czwartym secie broni piłkę meczową i idzie za ciosem. Roger Federer wygrywa pięć kolejnych gemów, stawia Serba pod ścianę, pokazuje kto jest królem trawiastych kortów, bezsprzecznym monarchą Wimbledonu. To uniesienie podtrzymał do dziewiątego gema piątej partii. Znów złapał go kryzys, ostatni, z którego nie wyszedł. Przegrał, ale wynik przyjął z dumą fenomenalnego sportowca.
Roger Federer\\\\\\\\\\\\'s Wimbledon ends with a single, sad tear :( :( :( http://t.co/Igx4b4WqXT https://t.co/yjG6AJvb7o
— SB Nation (@SBNation) July 6, 2014
Człowiek znikąd
Gol za golem, kiwka za kiwką, eksperci przecierali oczy ze zdumienia. Jak się ten chłopak do tej pory uchował? Szybko wyszło na jaw, że młodego piłkarza agenci chcieli sprzedać za grosze Manchesterowi United. Za pięć milionów funtów. Co to jest w dzisiejszym futbolu? Legendarny sir Alex Ferguson w owym czasie tylko pokręcił nosem i, jak typowy Szkot, kasy nie wyłożył. Chytry traci dwa razy.
Pomocnik z tarana wszedł fazę pucharową mundialu. Wyeliminował Urugwajczyków w zasadzie w pojedynkę. Jeden moment zostanie zapamiętany na długie lata. Przyjęcie piłki, zwrot o 90 stopni, bomba z lewej nogi. Piłka trzepnęła o poprzeczkę, zatrzepotała w siatce. Bramka turnieju zapewne zostanie wybrana przez aklamację.
W ćwierćfinale dwoił się i troił. Miał trudne zadanie. Przed nim brazylijska ściana: Thiago Silva, David Luiz. Para obrońców nie do przejścia. Ofensywa Kolumbii bazowała jedynie na jego rajdach. W jednym z nich minął czterech obrońców i oczom kibiców objawił się przez chwilę Maradona, tyle że w czerwonej koszulce. Bajeczna technika, zmysł, motoryka nic jednak nie dały. Nie miał tego dnia z kim grać. Na pocieszenie wykorzystał jedenastkę i prawdopodobnie otrzyma Złotego Buta dla najlepszego strzelca turnieju. No i z pięknej przygody zostanie jeszcze wzruszający obrazek.
Strażnik Teksasu. Wcześniej znany jedynie z oryginalnego image'u, no i z walki z Tourette'em. Wygrał z nękającym go nerwowym kaszlem, stał się klasowym bramkarzem, bardzo lubianym na Wyspach Brytyjskich i u siebie, w Stanach Zjednoczonych. Problem polegał na tym, że bardzo chciał wejść na kolejny level. A kiedy to zrobić, jak nie na mundialu?
Rekordzista na bramce
W spotkaniach grupowych niczym się nie wyróżniał. Cudów nie wyczyniał. Bronił, co mógł, wpuszczał, czego nie miał szans wybronić. Wyjście z grupy zamiast renomowanej Portugalii już było wielkim sukcesem dla chłopców Juergena Klinsmanna. W drugiej rundzie czekały jednak Czerwone Diabły z Belgii. Nie przestraszył się ich Tim Howard. Były Czerwony Diabeł, tyle że z Manchesteru.
Był jak ośmiornica. Wyglądało jakby miał setki rąk, "wyjmował" strzały, które powinny dziurawić siatkę. Zwinny jak dziki zwierz. Tam, gdzie była piłka w polu karnym, był i on. Przez dziewięćdziesiąt minut Belgowie odbijali się od niego jak od trampoliny. Znaleźli receptę na Howarda dopiero w dogrywce. Dwa razy. I tak o mało się nie przejechali, bo ostatni zryw przeprowadzili Amerykanie. Już jednak za późno.
Później okazało się, że liczba obronionych strzałów (16) była rekordem świata na najważniejszej imprezie piłkarskiej. Bramkarz reprezentacji USA został bohaterem swojego państwa, kraju, gdzie sportowe tradycje ograniczają się na ganianiu za jajowatą piłką, uderzaniu pałką i zdobywaniu baz oraz na rzucaniu pomarańczową piłką do kosza. Soccer wyrósł tam na sport numer jeden, przynajmniej na dwa tygodnie, a Howard został narodowym skarbem. Oby jak najdłużej.
All of Tim Howard\\\\\\\\\'s World Cup record 16 saves against Belgium in one glorious GIF. #USA http://t.co/oCsntsiAKD
— Funniest Vines (@_FunniestVine) July 6, 2014
Autor: Tomasz Buczko / Źródło: sport.tvn24.pl