Pierwsze posiedzenie Sejmu odbędzie się 12 listopada, tak jak nadzwyczajny szczyt Rady Europejskiej poświęcony uchodźcom. Rzecznik rządu Cezary Tomczyk ocenił, że wyznaczenie takiej daty może sprawić, iż na Malcie "polskie krzesło będzie puste". Mariusz Błaszczak (PiS) jest zdania, że na szczyt - po złożeniu dymisji na piśmie - może się udać Ewa Kopacz. - Gdyby w Polsce była większa kultura polityczna, doszłoby do spotkania Kopacz z ekipą PiS - ocenia politolog prof. Antoni Dudek.
Szef Rady Europejskiej Donald Tusk zwołał na 12 listopada nadzwyczajny, nieformalny szczyt UE. Przywódcy mają po raz kolejny zająć się kryzysem związanym z masowym napływem uchodźców i imigrantów.
Tego samego dnia w Warszawie odbędzie się pierwsze posiedzenie Sejmu i Senatu. O tym terminie poinformowała w czwartek Kancelaria Prezydenta.
Decyzję Andrzeja Dudy ostro skrytykował rzecznik rządu Cezary Tomczyk. Jego zdaniem, data została "wybrana bardzo niefortunnie".
- Zmusza to Polskę do sytuacji, w której kraj nie będzie reprezentowany przez polskiego premiera. Ani ustępujący premier, ani przyszły nie będzie mógł jechać na szczyt Rady Europejskiej, który odbędzie na Malcie tego samego dnia, co pierwsze posiedzenie Sejmu - powiedział Tomczyk. Jak ocenił, jest to "kuriozalna sytuacja".
Dodał, że nie wyobraża sobie sytuacji, w której mogłoby zabraknąć polskiego głosu "w kwestii tak ważnej jak kwestia uchodźców".
Celowe działanie czy "gigantyczne niedopatrzenie"?
Tomczyk ocenił, że taki termin został wskazany albo po to, by na spotkaniu unijnych przywódców pojawił się prezydent Andrzej Duda, a nie Beata Szydło, albo doszło do "gigantycznego niedopatrzenia".
- Zwyczajem parlamentarnym jest to, że na zaprzysiężeniu i pierwszym posiedzeniu Sejmu jest prezydent RP. Ta data została wybrana bardzo niefortunnie. Nie wyobrażam sobie, żeby na spotkaniu szefów państw i rządów zabrakło polskiego przedstawiciela, a polskie krzesło stało puste - podkreślił.
- Jest to gigantyczne niedopatrzenie albo rywalizacja prezydenta z przyszłą panią premier - stwierdził.
Pisemna dymisja?
Data 12 listopada jako początek pracy nowego parlamentu stawia pod znakiem zapytania wariant, że na Maltę pojedzie dotychczasowa premier Ewa Kopacz. Powinna ona bowiem na pierwszym posiedzeniu Sejmu złożyć dymisję. Pytany o to w czwartek szef klubu PiS Mariusz Błaszczak ocenił, że to decyzja ustępującej premier. - Wszystko można pogodzić, jeżeli tylko jest wola do tego - dodał. Zwrócił uwagę, że były przypadki składania dymisji na piśmie. - To wszystko zależy od dobrej woli tych, którzy odchodzą. To będzie taki test tego, jak będą się zachowywać - uznał Błaszczak.
Komentując pomysł dymisji premiera składanej na piśmie, rzecznik rządu Cezary Tomczyk odparł, że zgodnie ze zwyczajem ustępujący prezes Rady Ministrów jest obecny na posiedzeniu, a dymisję poprzedza jego przemówienie.
Na uwagę, że na szczyt UE mógłby pojechać np. wicepremier Janusz Piechociński, Tomczyk odparł, że na posiedzeniu Rady Europejskiej Polskę może reprezentować albo premier, albo prezydent.
Borusewicz: Kopacz powinna złożyć dymisję osobiście
Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz (PO) powiedział, że nie sądzi, żeby premier Kopacz, "kiedy będzie obowiązana złożyć dymisję rządu, pojechała na szczyt na Maltę". Według niego Kopacz powinna złożyć dymisję w Sejmie osobiście.
- Taka jest zasada, taka jest pewna kultura polityczna. Pani premier na pewno będzie chciała coś powiedzieć, a nie tylko przysłać kartkę, że składa dymisję - stwierdził Borusewicz. - Mam nadzieję, że pan prezydent, decydując o tej dacie, brał to wszystko pod uwagę i ma jakiś scenariusz zapasowy tak, żeby Polska była jednak reprezentowana na spotkaniu na Malcie, gdzie będą rozstrzygane bardzo ważne sprawy uchodźców, którzy dążą do Europy z obszaru Bliskiego Wschodu - dodał marszałek Senatu.
"Konstytucja nie pozwala na bezkrólewie"
Konstytucjonalista dr Ryszard Piotrowski powiedział, że - po złożeniu dymisji dotychczasowego gabinetu - "gdy prezydent nie powoła nowego rządu i nie odbierze przysięgi od jego członków, to państwo w sprawach europejskich będzie reprezentować premier Ewa Kopacz".
- W przypadku zaprzysiężenia rządu - niezależnie od tego, czy ten rząd otrzymał już wotum zaufania czy jeszcze nie - to nowy rząd ma prawo do reprezentowania RP - dodał. Podkreślił, że "konstytucja nie pozwala na bezkrólewie".
"Gdyby w Polsce była większa kultura polityczna..."
Prof. Antoni Dudek, politolog, ocenił, że "gdyby w Polsce była większa kultura polityczna, doszłoby do spotkania Ewy Kopacz z ekipą PiS".
Jego zdaniem, Polski na pewno nie powinna reprezentować na spotkaniu unijnych przywódców Beata Szydło, która nie będzie jeszcze premierem. W opinii Dudka rozwiązania najlepiej byłoby szukać w środowisku prezydenta, którego mandat jest oczywisty, a ciągłość sprawowania stanowiska nieprzerwana. Jak stwierdził, można w takiej sytuacji rozważyć np. udział prezydenckiego ministra Krzysztofa Szczerskiego, odpowiedzialnego za politykę zagraniczną.
W skład Rady Europejskiej wchodzą głowy państwa lub szefowie rządów państw członkowskich, przewodniczący RE (Donald Tusk) i szef Komisji Europejskiej (Jean-Claude Juncker). Większość państw jest reprezentowana przez premierów, są jednak wyjątki, np. Francja.
Co orzekł Trybunał Konstytucyjny
W Polsce na temat tego, kto powinien reprezentować nasz kraj w RE wypowiedział się w 2009 r. Trybunał Konstytucyjny. O rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego zwrócił się wtedy Donald Tusk.
TK orzekł, że polskie stanowisko, uzgodnione wcześniej przez Radę Ministrów, przedstawia na posiedzeniach szef rządu. Decyzję o udziale w szczycie może jednak podjąć także prezydent, o ile "uzna to za celowe do realizacji swoich zadań określonych w konstytucji". Trybunał położył duży nacisk na współdziałanie prezydenta z rządem.
Autor: kg//rzw / Źródło: TVN24, PAP