Pasażerowie Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji we Wrocławiu, za pomocą smartfonów, ostrzegają się przed kontrolerami. Twórcy aplikacji twierdzą, że dzięki niej MPK odniesie same korzyści. – Ludzie będą kasowali bilety częściej – mówią. To jednak nie przekonuje urzędników, którzy aplikacji przyglądają się z dużym sceptycyzmem.
Aplikacja pozwala zlokalizować kontrolerów biletów, którzy w danym momencie sprawdzają czy pasażerowie podróżują z uprawniającym do tego biletem. – W naszej ocenie ta aplikacja promuje jazdę bez biletu, co szkodzi interesom mieszkańców miasta – informuje w oświadczeniu przesłanym do tvn24.pl Agnieszka Korzeniowska, rzecznik prasowy MPK Wrocław. I dodaje, że przewoźnik "analizował możliwości prawne" i nigdy nie mówił o "pozwaniu twórców aplikacji do sądu".
Chcą skupić się na promowaniu jazdy z biletem
Jednocześnie przewoźnik ze stolicy Dolnego Śląska zdecydowanie odciął się od sprawy aplikacji. - Nie będziemy więcej komentować tej sprawy, ani podejmować żadnych działań, bo jak pokazała praktyka, każda nasza reakcja daje pretekst do reklamy tej aplikacji, a tego właśnie chcemy uniknąć. Wolimy skupić się na działaniach promujących jazdę z biletem – wyjaśniła Korzeniowska.
Dzielą się informacją i zmuszają do kupna biletu
Z zarzutami przewoźnika nie zgadzają się twórcy oprogramowania. Autorzy uważają, że MPK źle odbiera ich zamiary, a dzieło może przynieść tylko pozytywne skutki.
- Myślę, że to ciekawa inicjatywa społeczna mająca na celu samokontrole i budowę społeczeństwa informacyjnego. My dostarczamy narzędzia do spontanicznego dzielenia się informacją o kontroli – argumentuje Mateusz Figlewicz, jeden ze współautorów aplikacji. I podkreśla, że wszystko po to, by zwiększyć komfort podróży i uniknąć nieprzyjemności. – Staramy się zmusić pasażerów do tego, by bilet kupili w przypadku, gdy zapomnieli tego zrobić wcześniej. To pomaga uniknąć nieprzyjemnych sytuacji w trakcie kontroli – wskazuje Figlewicz.
Jednym się podoba, innym nie
Co na to pasażerowie? Dla jednych jazda bez biletu i wspomaganie się aplikacją niesprawiedliwa zagrywka. – Na pewno jest to oszukiwanie. To jest ich praca, bądź co bądź oni z tego żyją. Unikanie kanarów chyba nie jest mądre – uważa Malwina. Jednak zaznacza, że zdarzają się sytuacja w których z programu można skorzystać. – Gdy nie ma się biletu, bo zgubiło się portfel – rozważa pasażerka.
Dla innych pomysł jest genialny. – To jak najbardziej dobra inicjatywa i niekoniecznie jest tak, że to namawianie ludzi do oszukiwania – mówi Paweł.
W Gdańsku się podoba
Autorom aplikacji wtórują przedstawiciele Zarządu Transportu Miejskiego w Gdańsku. Urzędnicy stoją na stanowisku, że aplikacja może przynieść więcej pożytku niż szkody. Co więcej, może znacząco przyczynić się do wzrostu wpływów z biletów.
– Nie uważamy jej za nic złego. Użytkownicy mając na trasie kanara mają do wyboru albo uciekać albo skasować bilet, a uciekać w nieskończoność się nie da – twierdzi Zygmunt Gołąb z gdańskiego ZTM. Kolegom z Wrocławia radzi spojrzeć na sprawę bez emocji.
Działa w całej Polsce
Jak podkreślają twórcy aplikacja jest bardzo prosta w obsłudze. M.in. dlatego cieszy się dużą popularnością. Pobrało ją już 20 tys. osób, które wzajemnie informują się o nadchodzącej kontroli.
– Aplikacja działa we wszystkich miastach Polski. We Wrocławiu mamy bazę przystanków i taka jest przewaga. Aplikacja rozkręca się bardzo szybko i dynamicznie, działa sprawnie – zapewnia Łukasz Olszewski, jeden z pomysłodawców programu. Mężczyzna nie wyklucza, że pasażerowie mogą zgłaszać nieprawdziwe lokalizacje kontrolerów, ale podkreśla, że będą robić wszystko, by wszystkie zgłoszenia były wiarygodne.
Aplikacja "Mam Kanara" powstała we Wrocławiu:
Autor: tam/kv / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | M. Siemaszko